14 lutego 2014

Rozdział IV

ROZDZIAŁ IV
EMMA
Do domu wróciłyśmy po 21. Pewnie siedziałbyśmy w sklepach dużej, ale nam je pozamykali. Byłam przeszczęśliwa z moich nowych ciuszków. Usiadłam na kanapie i przez chwilę rozmyślałam.
- Co, Emmo ? Rozmyślasz gdzie powkładać kolejną tonę ubrań ? - zapytała z uśmiechem Joo.
- Nie.. W sumie powinnam. Szczerze to nie wiem nawet o czym tak myślałam. - pomilczałam przez chwilę. - Chyba pójdę zrobić porządek w szafie.
OWstałam i poszłam do mojego pokoju. Stanęłam przed ogromną szafą i wszystko z niej wyrzuciłam. Uff.. Chyba będę mieć sporo do roboty. Od razu posegreguje sobie rzeczy, które są na mnie za małe.
Po 1,5 h wreszcie w mojej szafie było poukładane. Nawet była przestrzeń na nowe ubrania, które właśnie chciałam tam włożyć. Właśnie glebnełam się na łóżko, gdy do pokoju wbiegła Joanna.
- Zgadnij jaka sławn osoba dzisiaj wyprawia wielką imprezę na którą mamy zaproszenie ! - skakała zachwycona po łóżku.
- Przestań, bo deski w łóżku pękną. - powiedziałam, mrużąc oczy, a dziewczyna natychmiast przestała i popatrzyła nam mnie surowo. 
-Sugerujesz coś?
- Skądże. - posłałam jej łobuzerski uśmiech i usiadłam obok na łóżku. - No od kogo? - wzięłam jej laptopa na swoje kolana i otworzyłam zaproszenie. - Nie.. - odłożyłam urządzenie na bok i wstałam - Nie, nie, nie Joo, ja tam nie pójdę, zwłaszcza po wczorajszym przeżyciu.
- No proszę, Ci nie chcesz iść do swojego Cristiano? - wyszczerzyła się ukazując szereg białych ząbków.
- Przestań! Wiesz, że.. - urwałam. Że co? Przystojny był. Działał na mnie jak na inne dziewczyny, ale to nie znaczy, że się w nim zakochałam i padłabym przed nim na kolana! O nie, nie, nie ! Muszę zachować swoją godność i postanowiłam dokończyć dalej zdanie, iż moja przyjaciółka patrzyła na mnie wyczekująco.- .. że-e.. - jąkałam się próbując coś wymyślić - nie ma żadnej szansy,żebyśmy kiedyś byli razem! Proszę Cię jesteśmy z dwóch innych światów.
- No dobra. Musimy zająć się nasza pra.. - dzwonek do drzwi jej przerwał. Popatrzyłyśmy po sobie. Nie spodziewałyśmy się jakiś wizyt. Poszłam otworzyć drzwi. W nich ujrzałam dwóch facetów. Przymrużyłam oczy i popatrzyłam na nich badawczo.
- Dzień dobry. W czymś mogę pomóc. - zapytałam uprzejmie. Starałam się być spokojna, ale od środka zżerała mnie ciekawość. Wątpię, żeby to byli jacyś nowi sąsiedzi, którzy przyszli się przedstawić i wypić herbatę lub kawę.
- Witam. Mark Dew i Dawid Opris z agencji detektywistycznej "London Security".- Pokazał plakietkę rozpoznawczą. - Możemy wejść? Mamy sprawę dotyczącą porwanej. Córki pani Julii Deblerne.
- Pewnie, proszę - wskazałam gestem ręki, aby weszli. - Joo możesz przyjść. - zawołałam. W 5 sekund moja przyjaciółka zmaterializowała się w salonie. - Joo, to są panowie z "London Security" - Mark i Dawid. Przyszli w sprawie pani Deblerne. - poinformowałam ją. - A co panowie mają do tej sprawy? NASZEJ sprawy? - podkreśliłam pierwsze słowo i przyjrzałam się facetom. Mark otworzył szerzej oczy, a Dawid zaśmiał się cicho. Widać było, że Dew był starszy od swojego kolegi, więc i on się pierwszy odezwał.
- Nie chcę was martwić, ale chyba będziecie musiały oddać sprawę większym firmom. Jesteście małą firmą, a porywacz jest bardzo znanym przestępcom. - mówił do nas jak do dzieci. - Wiemy, że jesteście znaną i całkiem dobrą agencją, ale może zajmiecie się mniejszymi sprawami... - przerwał i popatrzył na nas. Patrzyłyśmy na niego i nie wiedziałyśmy co powiedzieć. W końcu się odezwałam.
- Zaraz, zaraz. Chcecie zabrać nam NASZĄ sprawę, bo uważacie, że nie damy sobie rady? Dlaczego niby? Bo jesteśmy kobietami? Bo uważacie, że jesteśmy słabsze od mężczyzn? Tutaj nie liczy się tylko siła, ale i umiejętność, inteligencja i spryt. - powiedziałam rozłoszczona. Jak on śmie?!
- Rozumiem, ale on jest groźny. BARDZO groźny i może wam się coś stać. Przyszliśmy tutaj, aby nie odebrać wam całkiem sprawy tylko zaproponować współpracę. Oczywiście będziecie mieć z tego zysk, tylko 2/4 z całej kwoty. Zgoda? - Wyciągnął na przeciwko siebie rękę do mnie. Chyba pomyślał, że ja tutaj jestem głową firmy, bo zazwyczaj to ja gadałam. Byłam bardziej typem rozmówcy niż moja przyjaciółka, która siedziała i nie wiedziała co powiedzieć.
- Nie powiem panom te...
- Jakiemu pan? Mów nam po imieniu. - przerwał mi i uśmiechnął się czarująco.
- Okej. Nie powiem wam teraz. Muszę przemyśleć i przedyskutować z Joo. Zadzwonię do was jutro rano.
- Zgoda. Czekamy do 12. Inaczej my sami zadzwonimy. - wyciągnął w marynarki wizytówkę i dał mi ją. - Na nas już pora. - wstali, pożegnali się i wyszli. Stałyśmy tak na korytarzu i patrzyłyśmy na siebie.
- To co robimy? - przemówiła wreszcie Joo.
- Sama nie wiem, ale chyba się zgodzimy.. Nie warto ryzykować, ale wolałam to i tak z Tobą przedyskutować. - uśmiechnęłam się do niej, dając jej otuchy. - A ty co sądzisz?
- Mam  podobne zdanie. - pokiwała głową. - To ustalone. Jutro zadzwonimy i będziemy się pewnie zajmować, jak ty to powiedziałaś - sprawami od sprytu i inteligencji. - wystawiła język, a ja się uśmiechnęłam. Może tak będzie po prostu lepiej?
Wzdychnęłam.
- Co jest?- zapytała.
- Nic. W takim razie nie możemy z niczym ruszyć. Co dzisiaj robimy?
Uśmiechnęła się do mnie szczerze.
- Jak to co? Idziemy na imprezę do Ronaldo.. - powiedziała i popędziła do swojego pokoju.
Ehh.. Chyba nie miałam wyjścia. Była tak nabuzowana energią. Nie wiem skąd ją bierze, bo ja dzisiaj ewidentnie byłam przymulona.

Brak komentarzy: