06 lipca 2014

Rozdział 18

Jak na klikniecie na wyróżnione zdania/słowa to pod nimi kryją się piosenki :) Polecam do włączenia i posłuchania.  
______________________________

*oczami Emmy*

Razem z Charlie leżałyśmy rozłożone na całej tylnej kanapie w terenowym aucie naszego wybawiciela, który musiał podjechać z nami pod jeszcze jedno tajemnicze miejsce za Londynem. On prowizorycznie wyniesie dwa ciemne worki i za niesie je tak, że każdy będzie myślał, że to my, a w tym czasie schowamy się na tyłach auta. Fajnie by było gdybyśmy mogli potem od razu jechać do upragnionego miasta, jednak nie. Czekała nas jeszcze podróż do przynajmniej jednego punktu. Po kolejnych czterech godzinach jazdy zajechaliśmy. Zrzuciłyśmy się na podłogę i czekałyśmy, aż wróci. Zniecierpliwiona długim czekaniem spojrzałam na zegarek. 
Nie było go ponad godzinę. 
Zaczęłam nerwowo przegryzać wargę, wystukiwać jakieś nieznane mi ciche rytmy o podłogę i głośno wzdychać. Moje myśli weszły na tory ze wspomnieniami kiedy ostatnio widziałam swoich bliskich. Z tym przypomniał mi się mój ostatni sen. Głośno przełknęłam ślinę i teraz zdałam sobie sprawę, że otacza mnie całkowita ciemność. Gdyby nie blisko leżąca na moich plecach Charlie, pewnie bym spanikowała. Uniosłam lekko głowę i za chwilę ponownie opuściłam słysząc jak ktoś wsiada do auta od strony kierowcy. Tajemnicza osoba cicho mówiła coś pod nosem jakby zapomniała lub co gorsza, nie była świadoma naszej obecności. 
- Koniec, wstawać i siadać. - powiedział wściekły. Odpalił auto, wycofał i ruszył z piskiem opon. 
- Co się stało? - zapytałam z najgorszymi obawami. 
Patrzył na drogę przed nami, napinając mięśnie szyi. Wreszcie spojrzał w lusterko i popatrzył nas. Siedziałyśmy obok siebie, kurczowo się trzymając. 
- Nabrali podejrzeń. Mogą zaraz iść do tego pokoju, gdzie teoretycznie teraz leżycie i zobaczą, że to wszystko to ściema. 
- Co mamy teraz robić? - zapytała drżącym głosem Charlie. 
- Uciekać... 

*oczami Joo*

Oparłam ciężko głowę o poduszkę na kanapie. Od całych tych emocji, obaw, zaprzątających myśli i czarnych scenariuszy moja głowa zaraz pęknie. Mike poszedł zrobić kawę. Przełożyłam się na bok spoglądając na zamyślonego Hazz'a.
- Harry nie masz się co o nią martwi. Rozumiem, że jesteś podenerwowany i nie wiem czy Cię pocieszy fakt, że ja też, ale chodzi mi o to, że żadnemu z nas nie przyniesie to korzyści jeżeli będziemy siedzieć i myśleć co z nią teraz i wyobrażać sobie nie wiadomo co. - popatrzyłam na nie za bardzo przekonaną minę loczka. - Słuchaj Styles. - usiadłam obok niego. Wreszcie na mnie popatrzył. W jego oczach było widać tylko smutek. - Mogę Cię na sto procent zapewnić, nawet na więcej, że Emma nie da sobie nic zrobić. Gdyby ktoś ją próbował udusić w nocy ona nieprzytomna mogłaby go znokautować. Nie wiem jakim cudem, ale nigdy nie próbuj jej drastycznie budzić w nocy, bo wylądujesz na podłodze. - uśmiechnęłam się na jedno ze wspomnień przyjaciółki.
- Wiem.. Masz pewnie rację. - powiedział mocniej ochrypłym głosem niż zazwyczaj. - Może to być dla Ciebie głupie, ale pomimo że znam ją tak krótko bardzo mi na niej zależy. - spojrzał na swoje dłonie.
- To dobrze. Jak jej coś kiedykolwiek zrobisz to Ci osobiście obiecuję, że nie ręczę za siebie. - odpowiedziałam całkiem poważnie, a on spojrzał na mnie przerażony.
- Nawet nie mam zamiaru jej zranić.
- Mhm.. - mruknęłam, przymykając lekko oczy i uważnie go obserwując. Wiem dobrze, że to nie odpowiednia chwila na takie rozmowy, ale kiedyś trzeba go uświadomić. Speszony moim przeszywającym wzrokiem odwrócił się w inną stronę byle go uniknąć.
Zbawieniem dla niego było gdy przyszedł do nas Mike z kubkami w której była ciepła ciecz. Popatrzył na lekko wystraszoną minę Harry'ego.
- Powiedziała Ci co zrobi jak skrzywdzisz Emme? - zapytał, a ja popatrzyłam na niego pytająco. Chłopak potwierdził jego tezę ruchem głowy.
Blondyn usiadł obok niego i poklepał go po ramieniu.
- Wiem co czujesz. Przechodziłem przez tą rozmowę nie dawno z twoją dziewczyną. - powiedział i upił łyka kawy, a ja patrzyłam na niego jeszcze bardziej zdziwiona.
Jak Emma się odnajdzie podejdę do niej i mocno ją uścisnę ze szczęścia, ale z drugiej stronę uduszę ją za to co mu tam nagadała. Ciekawe co dokładnie mu powiedziała...
Najbardziej martwił mnie fakt, że za dwa dni będę musiała zaryzykować własne życie.

*oczami Holly*

Kolejne 6 godzin jazdy było niezmiernie nużące. Uradowaniem było dla mnie gdy znalazłam w torebce parę słuchawek. Wpięłam je do telefonu i podałam jedną Charlie. W ciszy wsłuchiwałam się w ulubioną piosenkę. Przypominała mi o Harry'm. Kiedy ona wydobywała się z głośników, właśnie wtedy po raz pierwszy rozmawialiśmy. Znaleźliśmy się niedaleko naszego drugiego miejsca docelowego. 
- Słuchajcie. - odezwał się Edward - nasz tajemniczy wybawca. - Teraz idziecie ze mną. Musicie zachowywać się tak jak w budynku w Londynie. Rozumiecie? - kiwnęłyśmy głową na zrozumienie i dalej kontynuował swój monolog. - Jeżeli powiem uciekajcie, to robicie to. Broń Boże razem. Osobno w stronę Londynu. Nie wiem dla kogo pracujecie, ale jestem przekonany, że przynajmniej jedna z was ma jakieś kontakty z jakimiś służbami, więc musicie je zawiadomić...
- Czemu jesteś przeciwko nim? - przerwałam mu, a tak dokładnie to zakłóciła jego wypowiedź moja ciekawość. 
Odpowiedziała nam cisza. Na jego twarzy widziałam różne emocje jakby nie wiedział co powiedzieć. 
- Moja dziewczyna została raz przez nich porwana. - odparł cicho. - Była modelką... Tak jak wy. - spojrzał ponownie w lusterko. - Próbowałem ją uwolnić, ale zginęła... 
- Przykro nam.. - odpowiedziała za mnie Charlie, bo ja nie umiałam z siebie wydobyć żadnego dźwięku. Musiał ją kochać, a stracić ukochaną osobę to ogromny ból... Coś o tym wiem... Po stracie dziadka, który nie tylko był moją rodziną, ale i najlepszym przyjacielem wiedziałam, że taka strata pozostawia głęboką rysę na sercu. 
- Dobra. - powiedział, odchrząkując. - Wysiadamy. 
Wyszłyśmy i szłyśmy przed nim, zapatrzone w jeden punkt przed sobą. Jak roboty. To co różniło nas od nich to, że myślałyśmy. Nie wiem czy Charlie tak intensywnie jak ja. Bardzo chciałam wtulić się w bezpieczne ramiona Harry'ego albo jechać do rodziców i wypłakać się mamie z kubkiem gorącej czekolady w ręce. To był nas zwyczaj, kiedy mnie coś mocno gnębiło. Tak jak w tej chwili. 
A dokładniej smutek, samotność, wyczerpanie i tęsknota. Nawet nie za domem. Za ludźmi, którzy byli dla mnie całym życiem. Za którymi potrafiłabym skoczyć w ogień. 
- Jak tam Rowell? - zapytał ochroniarz naszego opiekuna. 
- Dobrze. Przyjechałem na chwilę i zawożę zaraz dalej te dwie młode panny. 
Mężczyzna, który wyglądał na miłego nagle przyjął groźną postawę. 
- Gdzie dalej? - przyjrzał na się. - Czy to nie te które zostawiłeś pod Londynem?
- Owszem, ale uciekły więc zdecydowałem wywieźć je jeszcze dalej. 
- Zostawiasz je tutaj. - odparł. 
Popatrzył na niego zdziwiony. 
- Słucham? - odpowiedział podnosząc ton. - To ja tu na razie jestem jedną z osób, których musisz się słuchać, więc radzę Ci uważać co do mnie mówisz. - warknął i lekko popchnął nas do przodu, żebyśmy szły dalej. Zupełnie jakbyśmy były końmi... Nieźle go wkurzył...
- Witam Edward. - kolejny kolega... Na jego widok twarz naszego wybawcy zbladła. - I witam również panie. Czym możemy wam pomóc tutaj? Nie miałyście być gdzieś indziej? - zapytał z udawanym uśmiechem. Zaprzeczyłyśmy ruchem głowy. Wziął nas za ramiona. - Pójdziecie ze mną. - Rowell chciał zaprzeczyć, ale za nim to zrobił, najprawdopodobniej jego szef wyminął go z odpowiedzią.
- Siedź cicho, jedź do domu i odpocznij. - odebrał nas od niego, ale mnie chwycił w tali. Przywaliłam mu z całej siły w krocze.
- Nie dotykaj mnie. - syknęłam i spojrzałam na zgiętego w pół mężczyznę. Pozostała dwójka patrzyła na mnie z otworzonymi buziami. - Mam chłopaka. - uśmiechnęłam się szybko i sztucznie, po czym wróciłam do mojej kamiennej miny i ruszyłam przed siebie.
- Gdzie idziesz? - rzucił za mną Edward.
- Wszędzie byle daleko stąd! - odkrzyknęłam i odwróciłam się do nich. Wpadłam na czyjś tors i spojrzałam do góry. Przede mną stał kolejny potężny mężczyzna. Przerzucił mnie przez jedno ramie, a na drugim zawiesił Charlie. Nasze okładanie go pięściami nic nie dało.
- Odstaw mnie do cholery jasnej na ziemie, bo Ci pierne przed nosem! - wrzeszczała przyjaciółka, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nie było teraz co się śmiać, ale trzeba przyznać, że ona jak coś palnie to na całego.
Poczułam jak ktoś zarzuca się na ramiona wielkiego faceta z czego my upadłyśmy na ziemie.
- UCIEKAĆ! - krzyknął do nas Rowell, a my popatrzyłyśmy na siebie i przypomniałyśmy sobie, że musimy się rozdzielić. Jeszcze raz ścisnęłyśmy sobie ręce na pocieszenie i odbiegłyśmy w dwóch kierunkach. Zawył alarm, ogłaszający naszą ucieczkę. Chyba wiedzą o pozycji którejś z nas. Niestety moja przyjaciółka może przez moją pracę pożałować... Zerknęłam za siebie żeby zobaczyć czy ktoś za mną nie biegnie. Droga pusta. Odwróciłam głowę i wpadłam na osobę wyłaniającą się za rogu.
- Emma. - dziewczyna rzuciła mi się na ramiona i zaczęła szlochać.
- Cii.. Charlie, będzie dobrze.
- Ja chce stąd się wydostać albo już tutaj mieć spokój żebym nie musiała się dalej męczyć z tym światem. Będzie o wiele lepiej. - odsunęłam ją na długość ramion.
- Przestań tak gadać i weź się w garść! - potrząsnęłam nią. - Wydostaniemy się stąd. Obiecuje, że wszystko będzie dobrze. - przytuliłam ją jeszcze raz. - Teraz musimy uciekać.
- Spotkamy się jeszcze? - zapytała.
Uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Na pewno.
Odwróciłam się i zaczęłam biec. Nie wiem gdzie ważne żeby stąd wyjść. Jak to powiedział Edward, któraś z nas musi dojść do Londynu. Pół godziny autem, jakieś pewnie prawie dwie pieszo.
Jeżeli uda mi się wydostać mogą mnie już pogrzebać na drodze. Na pewno nie dam rady dojść.
- Dalej, szukać tych smarkul! Zwłaszcza tej brunetki! - usłyszałam głos szefa naszego opiekuna. Byli blisko mnie. Zaczęłam biec przed siebie, chowając się w jednym z pokoju, w którym były łóżka. Leżało coś na nich, ale było przykryte białymi prześcieradłami. Przełknęłam gulę w gardle. Nie chciałam wiedzieć co lub kto był pod nimi.
Myślałam, że zaraz się tam rozryczę. Stałam oparta o zimną ścianę i powoli się po niej zsunęłam chowając twarz w dłoniach. Gdy usłyszałam przebiegających ochroniarzy w ciężki butach za drzwiami uznałam, że już poszli. Odczekałam jeszcze chwilę, żeby się ogarnąć. Pomału wstałam rozglądając się po nie wielkim pomieszczeniu. Co oni tutaj robili wszystkim? Usłyszałam jak ktoś chwyta za klamkę. Przestraszona schowałam się w szczelinie pomiędzy ścianą a szafą. Zauważyłam, że za wielkim meblem jest również miejsce, więc postarałam się tam cicho wsunąć. Wychyliłam lekko głowę, żeby zauważyć osobę kręcącą się w kółko. Gdy spostrzegłam jego zielone oczy na moich spanikowałam. Wiedziałam, że to jedyna zaufana osoba tutaj, ale to że mnie zobaczył jak go obserwuje... Rozproszyło mnie to.
- Wyjdź. - nakazała, a ja udawałam, że go nie słyszę. - Wyjdź! - podniósł ton, a postanowiłam posłuchać go. Podeszłam do drzwi.
- Musisz uciekać. - obrócił mnie w swoim kierunku i przycisnął do ściany. Cicho jęknęłam nie wiedząc co mam zrobić. - Szkoda by było gdyby takiej ślicznotce coś się stało. - powiedział przejeżdżając ręką wzdłuż mojej tali. Nie tak delikatnie jak to robił Loczek, tylko zachłannie. Jakby nie chciał zaoszczędzić żadnej sekund, żeby więcej spenetrować mojego ciała...
- Przestań... - szepnęłam.
- Nie sądzisz, że powinnaś mi się jakoś odwdzięczyć za uratowanie dupska Tobie i twojej przyjaciółeczce? - szepnął mi do ucha i wyszczerzył się. Czułam, że moje życie zaczyna mnie co raz bardziej przerażać.
Próbując się jakoś obronić, również chciałam kopnąć go w jego czułe miejsce, ale zablokował moje kolano.
- Powoli. Gdzie Ci się spieszy? - zapytał wsuwając mi rękę pod bluzkę.
Nie wytrzymałam już tego dłużej.
- Odczep się ode mnie słyszysz?! - wrzasnęłam na niego i odepchnęłam resztką sił, która mi została. - Mam dość tej całej pojebanej sytuacji! Mojej rodziny i wszystkiego co sprawia, że jestem zagrożona i nie mogę żyć jak normalna nastolatka! Chciałabym żyć jak każdy inny, cieszyć się wakacjami i spędzać romantyczne chwilę z chłopakiem, ale nie bo muszę do cholery uciekać przed jakimiś zboczonymi, napalonymi facetami, którzy nie wiadomo co robią tym ludziom, którzy tu leżą! - wyładowałam słownie swoje emocje na nim. Patrzył na mnie zbity z tropu.
- Skąd ty wiesz, że...
- Właśnie gówno wiem, bo nikt mi nic nie chciał nigdy mówić! Nie wiem kim jestem i co ode mnie chcecie, ale odpieprzcie się! - przerwała i wyszłam już lżej zamykając drzwi mając nadzieję, że pomimo moich wrzasków nikt mnie nie usłyszał.
Wybiegłam na duży korytarz gdzie gromadzili się ludzie do wyjścia. Nie tylko pracownicy, którzy biegali rozhisteryzowani, ale także jakieś kobiety i dziewczyny, których twarze kojarzyłam z agencji mamy albo z okładek gazet. Miały na sobie różowe koszule do połowy ud. Wybiegłam na zewnątrz i stanęłam jak wryta patrząc co przede mną się działo. Las, który otaczał to dziwne miejsce, płonął. Wchłaniał wszystko żywcem. Kobiety były nie wzruszone. Na ich twarzy było widać smutek i wyczerpanie. "Pewnie było im wszystko jedno, czy przeżyją, czy zginą." Tak samo Charlie. Rozejrzałam się za nią i widziałam pędzącą ją w stronę drogi. Przewróciła się o korzeń i upadła. Chciałam do niej podbiec i jej pomóc, ale zobaczyłam walące się na nią płonące drzewo. Zaraz ją zmiażdżyło i nie było po niej ślad.
Paliła się żywcem pośród gałęzi.
Opadłam na kolana i zaczęłam głośno płakać. Nie obchodziło mnie to czy mnie zaraz zamkną w psychiatryku lub zrobią co innego. Straciłam jedną z osób, która była przy mnie od zawsze. Schowałam w twarz w dłoniach, a po policzkach spływały mi łzy. Gdy podniosłam wzrok spojrzałam na leżące drzewo. Pośród płomieni zauważyłam wystające nogi dziewczyny. Znowu zaczęłam płakać, ale o wiele mocniej.
Czemu akurat moje życie musi się tak pieprzyć?!
Poczułam delikatną dłoń na moim ramieniu. Stała nade mną dziewczyna. Znałam ją bardzo dobrze. Była przyjaciółką Charlie. Widziałam, że płakała.
- Widziałaś... - pokazałam głową na drzewo, a ona skinęła głową.
Wstałam i mocno ją przytuliłam. Obydwie szlochałyśmy.
- Mam dość.. - szepnęłam do niej. - Chcę za nią rzucić się w ogień, odejść stąd i mieć spokój.
- Nie. - odsunęłam mnie od siebie i drżącą ręką założyła kosmyk moich włosów za ucho. - Ona by tego nie chciała. Rozmawiałam z nią jeszcze przed chwilą. - kolejna łza spadła na jej policzek, co u mnie wywołało to samo. - Powiedziała, że jak Cię spotkam, mam Tobie przekazać, że masz biec. Uratować nas. - przytuliła mnie jeszcze raz mocno. - Więc leć, powiedz komuś to i nas ocal. - szepnęła. - Proszę... - powiedziała drżącym głosem. Skinęłam głową, jeszcze raz mocno ją przytuliłam.
- Obiecaj mi, że to przeżyjesz.
- Będę starać się z całej siły. Dla Ciebie.
Przegryzłam dolną wargę i łzy poleciały po policzkach.
- Biegnij.
Popatrzyłam w stronę drogi i pędem ruszyłam. Dziękowałam losowi za ostatnie treningi i że nie męczę się tak szybko. Teraz cała nadzieja we mnie. Nie tylko na uratowanie samej siebie, ale i tych biednych dziewczyn...'

------------------------------------
Tak, tak wiem.
Nie dodawałam długo rozdziałów.
Dzisiaj do was przychodzę z trochę smutniejszym. Emmie podwinęła się trochę noga i teraz w całej jej jest złożona nadzieja na ocalenie tego całego bałaganu.

Co sądzicie? Komentujcie :) 

20 czerwca 2014

Rozdział 17


*oczami Emmy*

Otworzyłam oczy i spojrzałam na biały sufit. Nie pamiętałam co się stało wczorajszego wieczoru. Kojarzę tylko, że wracałam do domu. Wstałam i usiadłam. Rozejrzałam się po pokoju. To nie było ani moja sypialnia ani Harry'ego. Jasnoszare ściany i tylko biała szafa. Obok stał materac z czymś przykrytym białym prześcieradłem. Można było się tylko domyślać co tam jest. Łzy zbierały mi się w oczach. Przełknęłam wielką gulę, która tkwiła mi gardle. Czy to jest moja śmierć? Może niedługo przyjdzie na mnie czas? Obróciłam się w lewą stronę i obok ujrzałam blond włosy i twarz Charlie. Uśmiechnęłam się i już chciałam budzić dziewczynę, kiedy usłyszałam zamek w drzwiach. Spanikowałam i szybko położyłam się na brzuch, zakrywając twarz w białej poduszce. Modliłam się, żeby kropelki wody z tuszem nie odcisnęły swojego śladu. Słyszałam ciche, powolne i delikatne kroki. Nie były to kroki kobiety, tylko jak widać dobrze wyszkolonego faceta. Poczułam czyjś palec na plecach. Lekko przejechał nim po moim kręgosłupie. Czułam jak pochyla się nade mną. 
- Wiem, że nie śpisz. - szepnął mi do ucha i zaczął odgarniać włosy. Obróciłam się szybko i chciałam przywalić mu w twarz, ale jednak tajemniczy mężczyzna był szybszy i złapał mnie za nadgarstek. - Raczej sobie daruj. Możliwe, że to dzięki mnie będziesz jeszcze żyć. - puścił moją rękę. Przegryzłam dolną wargę. Zignorowałam ostrzeżenie i zaczęłam zadawać pytania. 
- Kim jesteś? - zadziwiła mnie słabość mojego głosu. 
- Nie powinno Cię to obchodzić. Ważne, że ja wiem kim ty jesteś. 
Przyjrzałam mu się badawczo. Nie przypominał Andersona. Musiał najprawdopodobniej być jego wspólnikiem. 
- Gdzie ja jestem? 
- We właściwym miejscu. - odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem. 
- Nie wydaję mi się. Czego chcesz?
- Nie zadajesz za dużo pytań? 
- A czy ty możesz mi odpowiedzieć do cholery czego chcesz?! - podniosłam głos. 
Prychnął. 
- To już drugie ostrzeżenie. Radzę Ci się uspokoić. Jeszcze jeden raz i nie będziesz miała na kogo tutaj liczyć. - powiedział, pokazując palcem na mnie. Odwrócił się i wyszedł. Skoro wiedział, że nie śpię to musi być tutaj jakaś kamera. Przewróciłam oczami. Obok na podłodze leżała moja torebka. Odnalazłam w niej telefon. Brak zasięgu jak i brak sieci. Rzuciłam telefon obok materac i zaczęłam dobudzać koleżankę. 
- Charlie.. Charlie, wstawaj. Nie pora teraz na spanie. - po długim męczeniu się z nią, udało mi się ją ocknąć.
- Co się dzieje, o co chodzi? - popatrzyła na mnie zaspanych wzrokiem. - Co ty robisz w moim łóżku? - zapytała zdziwiona.
- Nie w twoim. Zostałaś porwana, z resztą ja też. - Odpowiedziałam jej. - Musimy się stąd jakoś uwolnić. - powiedziałam prawie bezszelestnie do niej.
- Ale jak?
- Nie wiem. Do tego momentu rozważań jeszcze nie doszłam. Po krótkiej wymianie zdań z pewną osobą, wiem tylko tyle, że na pewno nie jesteśmy tutaj bezpieczne.
Przełknęła ślinę.
- To co robimy?
- Nie mam zielone pojęcia. - upadłam ciężko na poduszkę. To pytanie zadawałam sobie cały czas, ale nie umiałam na nie odpowiedzieć.

*następnego dnia*

*oczami Harry'ego*

Wstałem około 11. Trochę nie przytomny i nie ogarnięty spojrzałem na telefon, a potem w swoją prawą stronę. Nie było tam brunetki, która przez ostatni czas spoczywała przy mnie. Przypominając sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru, postanowiłem zadzwonić do dziewczyny zobaczyć, czy nadal jest na mnie zła. Wziąłem telefon i wybrałem jej numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Poczta głosowa. Zmarszczyłem brwi. No raczej już nie śpi. Nie należała do osób długo śpiących. Zadzwoniłem drugi raz, ale sytuacja powtórzyła się przez dwie następne próby. Aż tak mi ma to za złe? Stwierdziłem, że zadzwonię do Joo, której numer dostałem wczoraj. Po 3 sygnałach usłyszałem damski głos.
- Halo?
- Hej tu Harry, nie budzę? - zapytałem na wszelki wypadek.
- Nie, coś się stało? - zapytała chyba trochę zdziwiona. Bardziej spodziewałaby się pewnie telefonu od swojej przyjaciółki, niż jej chłopaka.
- Nie, dzwonię tylko zapytać, czy rozmawiałaś dzisiaj z Emmą?
Zapadła chwilowa cisza w słuchawce.
- Niee. Nie spała dzisiaj u Ciebie?
- Nie.
- Pozwoliłeś jej samej wrócić do domu?! Przecież po drodze mógł ją porwać jakiś zboczeniec lub ten człowiek, który wszystkie po kolei uprowadza! - wydarła się na mnie.
- No odprowadziłem ją kawałek, ale dalej nie chciała.
- To trzeba było za nią iść. - odpowiedziała chłodno. - A co nie odbiera od Ciebie telefonów?
- No właśnie nie.
Wzdychnęła.
- Zadzwonię do niej i jak coś się dowiem to się odezwę.
- Okej, czekam.
Pożegnała się i rozłączyła. Nie przyszło mi do głowy porwanie.. Tym bardziej, że Mark wczoraj ostrzegał, że mamy je chronić. Ale ze mnie idiota...

*oczami Joo*

Dzwoniłam po raz 3 do Emmy po czym włączała się sekretarka. Bardzo dziwne. Nie pamiętaj kiedy ostatnio nie odebrała ode mnie telefonu. Czułam całą sobą, że coś się stało. 
Harry jest jednak idiotą. Zostawił ją sam. Bez opieki, wtedy kiedy była najbardziej zagrożona.. Tylko pytanie po co ktoś miał ja porwać? Tak naprawdę nie była oficjalną modelką, tylko pomagała swojej mamie. Może tu właśnie chodziło o jej rodzicielkę? Może od niej coś chcą, a wiedzą, że jej córka jest dla niej najsłabszym punktem i zrobi dla niej wszystko?
Tego akurat nie wiem i nie umiem sobie odpowiedzieć. 
Leżałam w łóżku obok Mike'a i patrzyłam w biały sufit. Trzeba by zadzwonić do Marka i Dawida.. No, ale pewnie teraz mają zajęcia, jednak powaga sytuacji tego wymagała... Napiszę im sms'a. Jeżeli nie śpią to oddzwonią albo odpiszą. Wystukałam krótką wiadomość:


"Coś się dzieje z Emmą."

 Odłożyłam telefon na stolik nocny. Już po woli przysypiałam, kiedy usłyszałam brzdęk telefonu. Marzyłam, żeby to była moja przyjaciółka z wiadomością, że wszystko jest ok i na przykład telefon miała wyciszony, że nie słyszała lub coś w tym stylu. Odblokowałam ekran Samsunga i niestety to był Mark.


"Mianowicie co?"

 Gdybym wiedziała co to bym do Ciebie nie pisała. Tylko ja mu tak nie napisze.. To może...

"Dokładnie nie wiem. Nie odbiera od nikogo telefonów, nie jest w domu ani u Harry'ego. Ten cielok pozwolił jej samej iść do domu. Co prawda to był kawałek, ale sam fakt." 

Wysłałam. Zablokowałam ekran bocznym klawiszem i położyłam telefon na brzuchu. 
- Z kim tak piszesz? - usłyszałam głos chłopaka, który wywołał u mnie prawie zawał serca. 
- Jejku, nie strasz mnie tak. 
- Okej, przepraszam. - powiedział, ale patrzył na mnie pytająco. 
Obróciłam się na bok w jego kierunku. 
- Emma nie odpowiada na smsy, nie odbiera telefonów, nie mam jej w domu ani u Harry'ego. 
- Może śpi? 
- Usłyszałaby poza tym Harry był u niej. 
- Może jest u mamy?
- Wątpię. 
- To zadzwoń do pani Green. - przegryzłam wargę. 
- Wolę nie. Nie chcę jej denerwować biorąc pod uwagę jej zdrowie i słabe serce. 
- Rozumiem. Pisałaś do tych z agencji. 
- Tak, właśnie przed chwilą. Coś mi się wydaje, że zaraz będę musiała wstawać. 
- A mi się wydaje, że zostaniesz ze mną tutaj. - przyciągnął mnie do siebie bliżej i objął. - Nie martw się na pewno wszystko w porządku.
- Tobie to łatwo powiedzieć. To jest moja przyjaciółka, wiem że gdybym znalazła się w tej samej sytuacji to by mi pomogła. Nie mogę jej zostawić, muszę jej pomóc, a ty pomożesz razem ze mną.
- Ja? - zapytał zdziwiony. - Ja nawet jej nie znam.
- Ale jesteś moim chłopakiem, więc nie masz wyjścia. Sorki. - dałam mu buziaka. - Dalej, wstawaj. - powiedziała i sama wreszcie się podniosłam. Wzięłam ubrania z szafy i poszłam do łazienki szybko się ubrać. Weszłam do sypialni i zobaczyłam, że Mike w ogóle się nie ruszył, tyko wziął telefon i coś na nim robił.
- Skarbie, wstawaj. - ściągnęłam z niego kołdrę.
- Dobrze, już. - powiedział nadal wpatrzony w ekran. Kątem oka zerknęłam że przegląda Facebook'a. Wzięłam telefon, zablokowałam go i położyłam na stoliku nocnym.
- Dziękuje kochanie, że mnie wybawiłaś od telefonu. - powiedział z ironią.
- Nie ma za co. - mruknęłam. - Wstawaj, za 5 minut widzę Cię w kuchni.
Poszłam i zaczęłam przygotowywać śniadanie.
- I co masz zamiar zrobić? - poczułam jak brunet obejmuje mnie w pasie kiedy ja przygotowywałam kanapki.
- Pojedziemy do agencji i zobaczymy co oni wymyślą. Jeżeli to nie będzie nic sensownego to wspólnie coś znajdziemy. Podejrzewam tylko, że to jej porwanie jest powiązane z zaginięciem córki pani Deblerne i  Charlie. Ten porywacz musiał pomyśleć, że ona też pracuje w firmie pani Green, czyli z tego można wywnioskować, że poluje na modelki z jej agencji. - przedstawiłam mój lekko zagmatwany plan.
- Okej, no to jemy śniadanie i jedziemy.
Wziął talerz z kanapkami, a ja wyciągnęłam talerzyki.

*godzinę później*
*oczami Marka*

- I jaki macie plan? - zapytała Joo, siadając na kanapie razem ze swoim chłopakiem. 
- Na dobry początek próbowaliśmy ją namierzyć, ale nie udało się. Wychodzi z tego jakby jej telefon był zablokowany albo ten obszar na którym się znajduję był odporny na wszelkie namierzania. 
- Całkiem możliwe. - przytaknęła. Opowiedziała nam swoje podejrzenia. 
- W stu procentach się zgadzam. Te sprawy na pewno są ze sobą powiązane. - chwilkę pomyślałem. - Trzeba zastawić coś na pułapkę. 
- Bardziej kogoś. - odezwał się Dawid. Popatrzyłam na niego pytająco. - Jeżeli poluje na modelki z firmy pani Green, to będzie chciał mieć ich więcej. Trzeba którąś wystawić jako przynętę dla niego i go śledzić dokąd jedzie. 
- Ale to nie bezpieczne. Emma nie jest głupia, może znaleźć jakiś sposób żeby wydostać się sama i wtedy ta dziewczyna zostanie sama. 
- To wtedy my ją uwolnimy. 
- No dobra. - mruknęła nadal nie przekonana. - A kogo byście wystawili?
Wymieniliśmy z Dawidem spojrzenie. 
- Ciebie. - odpowiedział przyjaciel. 
- Co?! Nie ma takiej mowy. 
- Jo, ty sobie najbardziej poradzisz! Myślisz, że inne poradziły sobie z przetrwaniem? Miałaś szkolenie, w którym poradziłaś sobie bardzo dobrze, pracowałaś kiedyś we własnej firmie. Tamte dziewczyny nie mają żadnego pojęcia o sztukach walki, ani o niczym innym. Ich głównym życiem są pewnie castingi i chodzenie od jednej kosmetyczki do drugiej. - powiedziałem. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni moją wiedzą na ten temat. - Co tak patrzycie? - zapytałem. Chyba nie obędzie się bez odpowiedzi. - Miałem kiedyś dziewczynę modelkę. Źle to wspominam, chociaż były plusy...
- Dobra, może skupmy się bardziej na ważniejszej sprawie niż na twoim życiu miłosnym. - przerwała mi i uśmiechnęła się lekko. 
Starliśmy się wymyślić jakiś plan, ale w końcu stanęliśmy na sposobie z pułapką. Blondynce to zbytnio nie pasowało, ale zgodziła się. Postanowiliśmy poczekać 3 dni... Może uda nam się rozwiązać ten problem inaczej, nie ryzykując kolejnej osoby...

*następnego dnia*
*oczami Emmy*

Szłam ciemnym korytarzem rozglądając się po ścianach, na których wisiały obrazy. Zaglądałam do czarnych pokoi do których były otwarte drzwi. Widziałam tam wydłużone, paskudnie umalowane twarze potworów, które dręczyły mnie w dzieciństwie. Przyśpieszyłam i trafiłam na rozdroże dróg. Na środku placyku od którego rozchodziły się uliczki widniała tablica z napisem: "Droga do szczęścia." Podeszłam do niej i przeczytałam małym druczkiem "Wybierać intuicyjnie". Zagryzłam wargę i nagle usłyszałam warknięcie tygrysa za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnące w moją stronę zwierzę. Wbiegłam w drogę z kolorem czerwonym. Biegłam ile sił w nogach. Odgłosy groźnego kota ustały. Obejrzałam się za siebie. Niczego nie było. Pustka i ciemność. Doszłam na koniec czerwonej uliczki. Dwie strony. Biała i złota... Odwróciłam się znowu. Ciemność bardziej pochłaniała wnętrze za mną. Wbiegłam z białą uliczkę, usłyszałam straszliwy kwik ptaszysk. Popatrzyłam za siebie i przewróciłam się za wystającą gałąź. Skrzydlate stwory przeleciały nad moją głową. Byłam zmęczona. Chciała tak leżeć i tu umrzeć jednak wstałam i spokojnie szłam - jakbym spacerowała brzegiem morza. W dali zauważyłam zarys postaci. Podeszłam ciekawa bliżej. Zobaczyłam loczki. Czy to był ten o którym myślałam cały czas? Dzielił nas kilometr. Szłam pewnie, z przekonaniem że to on, że wtulę się w jego silne ramiona i zapomnę o wszystkim co mnie straszliwego otaczało. Uświadomiłam sobie, że ten koszmar to wzięcie wszystkich moich obaw - straszne twarze przez które nie mogłam spać w dzieciństwie, dzikie zwierzęta, wielkie gromady czarnych ptaków, trudne wybory i decyzje których mogę żałować, ciemność... Ale były tu również moje pragnienia.. Spokój, który teraz mnie otacza, a o którym marzyłam od bardzo dawna i on... Harry... Którego mi tak mocno brak. Łza poleciała mi po policzku. Nie sądziłam, że można się z kimś aż tak zżyć, przez tak bardzo krótki czas. Zobaczyła jeszcze dwie postacie. Były to zarysy kobiet. Podeszłam do nich bliżej i zobaczyłam ich twarze. Miałam rację.. Był to Harold, mama i Jo. Chciałam do nich podbiec, uścisnąć i nigdy nie puszczać.. Żeby zabrali mnie razem ze sobą do domu... Byłam prawie przy nich kiedy ich przyjazne buzie zamieniły się w paskudne maski.. Takie jak w ciemnych pokojach...

 Obudziłam się i gwałtownie usiadłam na łóżku prawie z krzykiem, jednak strach mnie sparaliżował. Nie umiałam z siebie wydobyć ani jednej sylaby. Miałam mokre oczy. Musiałam płakać przez sen. Słona łza poleciała mi po policzku. Chciałam jeszcze raz zasnąć i się nie obudzić. Traciłam co raz bardziej wiarę, że kiedyś uda mi się stąd wydostać... 
Usłyszałam zamek w drzwiach. Skierowałam wzrok w ich kierunku. Pojawiła się postać, która wczoraj dawała mi nie jedno ostrzeżenie. Podszedł do mnie. 
- Chodź. - wyciągnął rękę w moim kierunku. Popatrzyłam na nią. Była wielka i silna. Miała wiele odcisków. Pokręciłam przecząco głową. - Chodź. - powtórzył poddenerwowany. 
- Nigdzie nie idę, nie znam Cię. - wreszcie udało mi się coś wydusić.
- Chcesz się stąd wyjść czy nie? 
- Chce, ale... 
- To chodź... Musisz mi zaufać. 
Chwilę na niego patrzyłam. Jego rysy twarzy złagodniały. Był to młody mężczyzna. Miałam wrażenie, że już go kiedyś widziałam. 
- A co z Charlie? - wskazałam na leżącą obok mnie koleżankę.
Wzdychnął. 
- Obudź ją, wytłumacz jej że wyjdziecie stąd, ale macie być cicho rozumiesz? 
Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam ją budzić. Gdy wreszcie mi się udało, powiedziałam jej wszystko, a tajemniczy mężczyzna zaczął nam wszystko objaśniać. zaczepił nam mocne sznurki do nadgarstków. 
- Macie zachowywać się jak w transie. - szepnął. - Resztę załatwię. Macie po prostu iść równo, wyprostowane, mieć wzrok w jednym miejscu i kamienną twarz. Rozumiecie? 
Przytaknęłyśmy. Wyszliśmy na korytarz i teraz nasz rola się zaczęła. Wydawało mi się, że jest dobrze, że nikt nas nie zaczepi i nie zapyta się o co chodzi.. że to tutaj normalne. Jednak niestety. Podszedł mężczyzna ubrany w czarny uniform i popatrzył na nas. Patrzyłam przed siebie, w jednej niewidzialny punkt w ciemnym korytarzu. 
- O co chodzi? - zapytał naszego "wybawce". 
- Przenoszę te dziewczyny do innego miejsca w mieście. Jest tutaj za dużo osób, które je znają. Jak się obudzą mogą sobie czasem zacząć pomagać nawzajem. - pokiwał głową na zgodę i ruszył dalej. Uwierzył w to? Pomógł nam wsiąść do czarnego auta. Ja usiadłam z przodu, a Charlie z tyłu. 
- Auto może być obserwowane, więc jedziemy najpierw tam. Potem was odwiozę. Gdy zobaczą, że dojechaliśmy do punktu dadzą sobie już spokój. - mruknął ledwie słyszalnie. Przytaknęłyśmy. - Dobra, możecie przestać odgrywać tą szopkę. - wzdychnęłam. 
Nadzieja znowu powraca...

10 maja 2014

Rozdział 16

Jeśli czytasz, to skomentuj. Twój komentarz jest dla mnie motywacją do dalszego pisania ♥
______________________________________

*oczami Harry'ego*

Cisza w aucie była przerażająca, a atmosfera z niewiadomego mi powodu napięta. Staliśmy jak zwykle w jednym z londyńskich korków, dojeżdżając co raz bliżej do domu rodziców Emmy. Popatrzyłem na dziewczynę. Siedziała oparta łokciem o drzwi, a ręką podtrzymywała głowę. Położyłem rękę na jej udzie co zwróciło uwagę dziewczyny. Najpierw spojrzała na spoczywającą dłoń, a potem na mnie. 
- Coś się stało? Stresujesz się? - zapytała. 
Pokiwałem przecząco głową. 
- To raczej ja powinienem się zapytać, czy coś Ci nie jest. Jesteś blada jak ściana. 
- Mówiłam już, że nie czuję się dzisiaj najlepiej. Jeszcze ten cholerny pokaz dzisiaj, nie wiem jak wytrzymam.
- Dasz radę. Pamiętaj, że jestem przy Tobie. - wspiąłem się do jej ręki i ścisnąłem ją. Uśmiechnęła się lekko. 
Reszta drogi minęła w ciszy. Raz po raz, zerkałem na nią kątem oka. Podjechaliśmy pod dom. Wzdychnąłem. Spojrzałem na Emme. Zmarszczyła brwi.
- Chyba jedzie dzisiaj poznasz ciocie i wujka. - powiedziała.
- Co? - zapytałem. Czyli poznam dzisiaj całą rodzinkę... Poczułem rękę dziewczyny na mojej dłoń.
- Dasz radę. Pamiętaj, że jestem przy Tobie. - mrugnęła i wyszła z auta. Zrobiłem to samo. Wzięła mnie za rękę i przeszliśmy przez bramę. Zadzwoniła do drzwi. Spojrzała na mnie.
- Nie denerwuj się nie będzie źle. - szepnęła i posłała mi dodający otuchy uśmiech. Drzwi otworzyła nam rodzicielka Emmy. Przywitaliśmy się. Już wiem do kogo tak bardzo jest podobna. Usłyszeliśmy ciche tupanie nogami. Najwyraźniej ktoś biegł. Na korytarzu pojawił się 2,5 roczny chłopczyk o blond włoskach.
- Kto to? - zapyta, najpierw mnie lustrując, a potem spojrzał na moją towarzyszkę. - Emmaaa! - krzyknął i rzucił się dziewczynie na ręce.
- Cześć Johny. - powiedziała i przytuliła tulącego się do niej chłopca. Oderwał się i znowu skierował wzrok na mnie.
- Kto to? - powtórzył pytanie
- To jest Harry.
- Ahaaa. - powiedział wesołym głosikiem.
- Kate jest? - brunetka skierowała pytanie do swojej mamy.
- Nie, powinna zaraz przyjechać. Też ma nas odwiedzić ze swoim nowym chłopakiem.
- Będziecie mogli się wspierać. - Em spojrzała na mnie i mrugnęła.
- No dobrze nie stójmy w drzwiach, chodźcie. -  kobieta zaprosiła nas gestem ręki  i poszliśmy na taras, gdzie wszyscy siedzieli. Ujrzeliśmy wzrok wszystkich na sobie. Położyła chłopczyka na ziemi. Przywitaliśmy się i zajęliśmy miejsce przy stole.
- No tak Kate jak zwykle się spóźnia. - przy stole zapadł chaos i wszyscy rozmawiali na różne tematy.
- Kim jest Kate? - szepnąłem do ucha dziewczynie.
- Moja kuzynka. Jesteśmy z tego samego rocznika tylko ona jest o dwa miesiące młodsza. Świetnie się z nią dogaduje i tak jakoś jest dla mnie jak siostra. Jesteśmy sobie bardzo bliskie. Skinąłem głową. Dziewczyna poszła pomóc mamie. Czułem na sobie wzrok. Obejrzałem się. Był to wzrok taty 19-latki. Wybawiające był widok dziewczyny stojącej w progu drzwi i gestem ręki wołającej mnie na chwilę.
- Otworzysz słoik. - powiedziała kiedy do niej podszedłem. Weszliśmy do kuchni, a w tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wskazała mi kłopotliwe szklane naczynie i poszła zobaczyć kto przyszedł.
- Cieszę się, że Emma znalazła osobę przy której jest szczęśliwa. - odezwała się rodzicielka. - Po ostatniej rozmowie z nią, doszłam do wniosku, że Lucas niestety nie traktował jej jak należy. - spojrzałem na nią pytająco. - Nie chodzi mi, że ją bił czy coś wręcz przeciwnie. Zmieniał ją na gorsze. To był czas kiedy strasznie pyskowała, a w domu jej nie było często. Przy Tobie widzę, że moja córka jest taka jak kiedyś... Normalna. - stanęła na przeciwko mnie i położyła rękę na moim ramieniu. - Ufa Tobie, więc nie zepsuj tego. - powiedziała i wróciła do poprzedniej czynności. W tej chwili brunetka weszła do kuchni z dwoma osobami. Odwróciłem się aby otworzyć ten słoik. Poszedł łatwo. Podszedłem do brunetki i popatrzyłem na dziewczynę która zdjęła płaszcz. Popatrzyła na mnie również zaskoczona.
- Harry? - zapytała blondynka z niedowierzaniem.
- Kate... - powiedziałem.
- Ymm... - popatrzyła na nas zbita z tropu Emma.
- Znacie się?
- Tsaa.. - powiedziałem i objąłem brunetkę ramieniem.
- Mhm.. Skąd? - zaczął się wywiad. Kate patrzyła na mnie wyczekująco. Co powiedzieć? Wysłuchując historii dziewczyny, że są bardzo zżyte. Nie mogę powiedzieć, że jeszcze w moim dawnym życiu, przespałem się z jej kuzynką. Postanowiłem powiedzieć najbardziej oklepaną odpowiedź. - Była okazja. - widziałem jej roześmiany wzrok, że nie mam odwagi jej tego powiedzieć. Ciekawe czy sama by zaczęła wyjaśniać nasze okoliczności poznania przy swoim chłopaku. - Jak chcesz znać szczegóły to zapytaj się swojej kuzyneczki. - mina jej zrzedła.
- Okej... - powiedziała. - Po tej odpowiedzi wywnioskuje, że nie przepadacie za sobą. Milczeliśmy, a tą niezręczną cisze, przerwała mama Emmy. 
- No chłopacy siadajcie. Dziewczyny zanosić talerze i miski. Poszliśmy usiąść. Zajęliśmy miejsca na przeciwko siebie. Ciotka i matka dziewczyny, pomagały wszystko układać. Ojciec razem z jej wujkiem dyskutowali na temat nowego Pasata.
- A co wy uważacie? - zapytali się nas. Chłopak na wprost powiedział, że nie ma zdania, bo on za bardzo się tym nie interesuje, za to ja mogłem się podzielić moją opinią, wchodząc jednocześnie i wgłębiają się do tematu. Rozmawialiśmy chwilę, kiedy kobiety usiadły do stołu. Gdy skończyliśmy tata Em, pokiwał z uznaniem głową. Blondynka siadając do stołu zmierzyła mnie z góry na dół. Zjedliśmy obiad, a przy okazji wpadł temat zadany przez matkę Kate.
- No to jak się poznaliście? - popatrzyła na nas, a potem na swoją córkę dając jej znak, żeby zaczęła pierwsza.
- Ymm.. - zaczęła i odsłoniła opadającą grzywkę z oczu. - ww.. Klubie... - powiedziała i popatrzyła na zebranych. Nie zdziwiło mnie to. Gdzie niby miała poznać Kate chłopaka jak nie tam?
- A coś więcej? - wypytywała babcia dziewczyn.
- Noo.. Poznaliśmy się tam.. Ii.. Tak jakoś wyszło, że jesteśmy razem. - uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała najpierw na mnie, potem na swoją rówieśniczkę.
- A wy?
- No my... - zaczęła i spojrzała się na mnie. Przełożyłem rękę z mojego kolana na jej. - Na imprezie, ale nie w stylu takich jak Kate, tylko zwykła normalna impreza. Nie klubowa. - podkreśliła ostatnie dwa słowa, które uspokoiły panią Green.
- Coś więcej? Na imprezach przecież jest dużo osób, więc musieliście na siebie jakoś wpaść. - wypytywała znowu babcia. Widziałem jak blondynka wyczekuje odpowiedzi, że zaciągnąłem ją do łóżka. Emma zaśmiała się.
- No właśnie wpadliśmy na siebie. Dosłownie. I to nawet nie jeden raz. - uśmiechnęła się do zebranych, jak zwykle czarującym uśmiechem.
- Słodkie. - podsumowała jej ciocia i uśmiechnęła się lekko do nas. Widziałem po niej, że domyślała się co dalej wydarzyło się na imprezie na której jej córka poznała chłopaka. Spotkała rozczarowana na córkę. Skończyliśmy jeść i Emma poszła z Johny'm na mały placyk na ogródku. Kręciła się z nim i wariowała. Podziwiałem jej, że robi to wszystko na obcasach. Wszyscy ruszyli do ogródka na ławeczkę, albo zniknęli gdzieś wewnątrz domu. Pojawił się tata dziewczyny z piłką do siatkówki i nożnej. Pograł chwile z chłopcem lecz po temu uwagę dziecka zajął świrujący czekoladowy Labrador. Ojciec kopnął w jej stronę piłkę. Osłoniła nogą.
 - Dalej gramy! - krzyknął do niej.
 - Boli Cię coś?! - odkrzyknęła mu. - jestem w szpilkach!
 - Na korytarzu w szafie powinny być twoje stare czarne vansy. Idź się przebrać!
 - Nadal jestem w sukience. - dyskutowała zawzięcie.
 - Aj tam sukienka! - wzruszyła ramionami i ruszyła ku drzwi balkonowych. Po chwili wróciła w przebranych butach. Nawet taka wersja jej pasowała. Stanęła na swoim poprzednim miejscu i ugięła nogi.
 - Dajesz ojciec! - krzyknęła. Dał jej mocną zagrywkę. Odebrała. Gra zręcznie się toczyła aż do ściny dziewczyny, której jej tata nie zdołał odebrać.
- Nosz.. Widzę, że trenujesz dalej.
- To jest właśnie najlepsze, że nie. - wystawiła język i podeszła do taty i przybiła lekką piątkę. Dzisiaj poznałem jej kolejne oblicze i inną cechę niż większość dziewczyn. Widziałem jak Kate tylko przewraca oczami. Pan Green odwrócił się do niej.
- To co teraz ty grasz? - zapytał i rozłożył zapraszająco ręce
- Dobrze wiesz wujku, że nie lubię sportu. Wzruszył ramionami. -Nie wiesz co tracisz. - powiedział i kopnął gdzieś w bok piłkę. Skupiłem swoją uwagę na brunetce, która na boso szła odłożyć trampki. Wróciła usiadła obok mnie na bujanej huśtawce i założyła z powrotem poprzednie buty. Oparła się o drewniany brzeg ławki, a ja ją objąłem.
- Która godzina? - zapytała. Wyciągnąłem telefon z kieszeni.
- 17:14.
- Chodź. - pociągnęła mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku domu. Weszliśmy do kuchni.
- Mamuś jedź już, a my ogarniemy. - dziewczyna objęła matkę. - Pyszny obiad.
- Cieszę się, że smakował. - uśmiechnęła się.
- Idź się ubierać, my posprzątamy.
- Ale..
- Nie ma żadnego, ale. - przerwała i zaczęła wkładać naczynia do zmywarki. - Idź. My ogarniemy i też zaczniemy się zbierać. - wyjrzała lekko za drzwi. Podeszła bliżej mamy, a ja zacząłem kontynuować jej prace. - Kate też jedzie?
- Tak, ale będzie na widowni. A co?
- Nic, tak się pytam. Nie uważasz, że zachowywała się dzisiaj dziwnie? Jak nie ona...
- Nie.. Wydaje Ci się. Dawno się nie widziałyście, zmieniacie się.
- Jej zmiany na dobre nie wychodzą... - mruknęła pod nosem brunetka.
- Emma. - skarciła ją mama.
- Idź się już lepiej ubieraj. - odwróciła się i zaczęła mi pomagać wkładać naczynia.
- Harry, możesz mi powiedzieć skąd ją znasz? - oparła się o blat.
- Ją? - zgrywałem debila. Jak nie powiem to się obrazi, a jak powiem to będzie gnój. Żyj człowieku z kobietami.
- Z Kate. Nie zgrywaj idioty, wiem że nim nie jesteś.
- Może jestem, a znasz mnie za krótko żeby osądzić.
Podniosła brwi do góry.
- Albo mi powiesz, albo sobie pójdę. - Nie powiem Ci. - uśmiechnąłem się do niej, ale ona twardo miała kamienną twarz.
- To w takim razie nie mamy o czym rozmawiać. - ruszyła do wyjścia. Pociągnąłem ją za nadgarstek i przycisnąłem do siebie.
- Ej nie zostawiaj mnie tutaj samego.
- To mi powiedz. - nie odpowiedziałem. Patrzyłem w ścianę. - Masz jakiś sekret, a nie chcesz mi o nim powiedzieć? Wiesz o mnie więcej niż ja o Tobie. Nie ufasz mi?
- Ufam. - powiedziałem bez wahania.
- To spójrz mi w oczy i to powiedz.
Popatrzyłem na nią i w jej piękne głęboko niebieskie oczy.
- Ufam Ci jak nikomu innemu. - pocałowałem ją w usta. Odwzajemniła gest.
- Oj dzieci, dzieci, nie mam zamiaru być jeszcze babcią. - szatynka odsunęła się jak na zawołanie. Przejechałem ręką po włosach z tyłu.
- Nie ma pani się o co martwić, nie planujemy na razie dzieci.
Zaśmiała się, a niebieskooka spojrzała na mnie. Na policzkach miała lekki rumieniec.
- No dobrze to ja jadę. Kończcie i też jedźcie.
- Okej.
Ogarnęliśmy do końca w kuchni. Poszliśmy powiedzieć, że już jedziemy i się pożegnać. Wyszliśmy za teren domu, otworzyłem Emmie drzwi. Weszła do pojazdu, a ja uczyniłem zaraz to samo. Wzdychnąłem.
- Widzisz nie było aż tak źle. - poczułem ciepłą dłoń na udzie.
- No nie było. Pierwszy raz widziałem Cię jak grasz w sukience, więc to też można dopasować do jakiegoś typu osiągnięć. - powiedziałem.
Zaśmiała się.
- Okej, ale nie spodziewaj się, że zobaczysz mnie w tej wersji jeszcze raz. A teraz jedź.

*oczami Emmy*

Droga przebiegła w ciszy, którą zakłócała tylko muzyka z radia. Chwilę przed 18, zaparkowaliśmy przed wielkim budynkiem, w którym miało się odbyć wydarzenie. Wyszliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę wejścia do garderób.
- Nazwisko. - powiedział nie miło strażnik pilnujący wejść.
- Green i Styles. - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Spojrzał się na nas a jego wyraz automatycznie złagodniał. Chyba zorientował się, że jego szefową jest moja mama. Sprawdził nas na liście i wpuścił. Weszliśmy do wielkiego pomieszczenia w którym siedziało już parę osób. Rozpoznała twarze przyjaciółek. Usiadłam tam z Harrym tak, żeby on mógł sobie gadać z Louisem, a ja z dziewczynami. Poczekaliśmy jeszcze chwilkę aż dojdą inni. Weszła moja mama. Przywitała się i opowiedziała trochę nam o pokazie i tak dalej.
- Postanowiłam zrobić, małą niespodziankę. Rozmawiałam z projektantem który robił sukienki do jej teledysku "Empire". Zgodził się na przedstawienie ich. Stwierdziłam, że sama wybiorę osoby. Brałam pod uwagę nie tylko figurę, ale i kolor włosów. Na chwilę obecną mogę zdradzić, że jest to blondynka i dwie brunetki. - wszyscy popatrzyli się po sobie. Mało było na sali blondynek. Spojrzałam na Joo. - Dowiedziecie się pod koniec, najpierw omówimy parę spraw.
- Wiesz kogo wybrała? - szepnęła do mnie Eleanor.
- Nie mam zielonego pojęcia. - pokiwałam przecząco głową. - w ogóle zaskoczyła mnie, bo nic nie mówiła. Rzeczywiście niespodzianka..
Po wszystkich było widać, że są ciekawi. Mama ze spokojem mówiła kiedy wszyscy umierali z ciekawości.
- No dobra, już kończę was zanudzać. Zacznijmy po kolei od sukienek. Tą beżową - pokazała na monitorze. - zdecydowałam, że ubierze Eleanor. - uśmiechnęłam się do niej. - Suknię ślubną Shakiry ubierze... I tutaj właśnie będzie tajemnicza blondynka, którą jest... Joanna. - wyświetliła i po tym sukienki wjechały. - No i granatowa. Bardzo odważna, więc tutaj miałam problem. Stwierdziłam, że Emma będzie się do niej nadawać. - uśmiechnęła się do naszej trójki. - Gratuluje dziewczyny i wychodzicie jako pierwsze, więc idźcie się już przebrać. Na każdym komplecie wisi imię kto ma co założyć, więc szukajcie. Biada wam jak ktoś się zamieni. - wszyscy wyszli z sali. Moje złe obawy, że dostane tą sukienkę się sprawdziły. Podbiegła do mnie wesoła Jo.
- Jak tam? - spojrzała na mnie przerażona. - Czemu wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła?
- Mam najgorszą sukienkę ze wszystkich trzech.
Zmarszczyła brwi.
- Nie prawda. Ona jest taka zajebista.
- Wiem. Mi się też bardzo podoba, ale nie widzę siebie w niej.
- Będzie dobrze. - dogoniłyśmy Eleanor, która rozmawiała z Louisem i Harrym.

*2 godziny później*

*oczami Joo*

Siedziałam i rozmawiałam z Eleanor. Jak ja jej dawno nie widziałam. Bardzo się zmieniła.
- Gdzie jest Charlie? - wparowała do pokoju przerażona Emma. Spojrzałyśmy na nią przestraszone jej nagłym wejściem.
- Nie mam jej nigdzie?
- No właśnie nie! - zagryzła dolną wargę. - Musi zaraz wyjść.
- Spokojnie, może jest w toalecie albo coś.
- No właśnie. Sprawdzałam dosłownie wszędzie.
- To chodźmy poszukać jej.
- Ja pójdę znaleźć chłopaków. - stwierdziła Eleanor.
- Przed chwilą wyszli, więc zaraz wrócą. Dobra chodź - pociągnęła mnie za nadgarstek. Poszłyśmy w przeciwnym kierunku gdzie obeszłyśmy jeszcze raz studio i sprawdziłyśmy dokładnie wszystkie pomieszczenia. - Nie ma jej. - mówiła Emm, wyraźnie poddenerwowana.
- Faktycznie. Jakby się rozpłynęła. Może się z nią minęłyśmy? - zapytałam.
- Nie. Na pewno nie.
Przez zasłonę weszła mama przyjaciółki.
- Znalazłyście ją? - zapytała. Pokiwałyśmy przecząco głową. Kobieta wzdychnęła. - Mam nadzieję, że to nie ma nic wspólnego z poprzednim zaginięciem. - spojrzałyśmy na siebie z Emmą, a potem na jej rodzicielke.
- Z jakim zaginięciem? Nic mi nie mówiłaś... - zapytała zaciekawiona, ale zarazem zmartwiona, że matka nie podzieliła się z nią tą informacją.
- Becky Deblerne.. Córka tej prawniczki. - kolejna wymiana spojrzenia lecz bardziej zaniepokojona. Wstałam z miejsca.
- Czy wiesz, że to ona..
- Tak wiem. - powiedziała. - Mamo dlaczego mi nic nie wspomniałaś?
- Po co niby miałabym Ci zawracać tym głowę? Złożyłyśmy doniesienie na policje, ale pani Julia stwierdziła, że jeszcze wynajmie jakąś prywatną firmę do tej sprawy.
- No i wzięła nas do tej sprawy, a teraz pracujemy z tą firmą.
- Musisz zadzwonić do Marka. - oznajmiłam i spojrzałam na nią.
- Wiem. - poszła szukać telefonu. Wystukała coś na ekranie i przyłożyła urządzenie do ucha.
- Hej, przepraszam że przeszkadzam, wiem że piątek, późna godzina i w ogóle, ale sprawa jest dość poważna. Chodzi o córkę pani Deblerne. - przerwała na chwile. - Nie nic nie wiemy co z nią, ale chyba mamy powiązanie sprawy. Jesteśmy teraz na pokazie zginęła nasza koleżanka. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nie ma żadnego śladu po niej, nie odbiera telefonu ani nic... Okej.. Wall Street 67... Ok, czekamy. - rozłączyła i skrzyżował ręce. Podeszła do nas. - Zaraz przyjedzie i ustalimy szczegóły.
Weszła Eleanor i spojrzała na nas.
- I jak?
- Nadal się nie znalazła. - westchnęłam i powiedziałam opadając na stojący za mną fotel. - Zaraz przyjedzie ten Mark od nas z firmy.
- Aa, ok.
- A jak chłopaki? - zapytała Emma na rozluźnienie atmosfery.
- U nich raczej dobrze. Jak na razie są tutaj. Integrują się z Mike'iem. - uśmiechnęła się do nas. - Stwierdziłam, że nie potrzebne byłoby ich sprowadzanie tutaj. Narobiliby nie potrzebnego jak na razie bałaganu.
- Raczej tak. - powiedziała Emma i oparła się o blat. - idę patrzeć kiedy przyjedzie. Podobno jest blisko, więc może być lada chwila.
- Nie pójdziesz sama. - zaprotestowała jej mama.
- To pójdę z dziewczynami.
- Nie. Jeszcze was porwie ten człowiek. - przewróciła oczami.
- To weźmiemy ze sobą facetów. A ja proszę Cię żebyś poszła na widownie do taty i zostawiła sprawę w naszych rękach. Nie powinnaś się w tym momencie denerwować, z resztą w ogóle nie powinnaś. - uśmiechnęła się i poszła ją odprowadzić. Wróciła do nas i wypuściła powietrze z ust.
- To co robimy? Przed wszystkim musimy się pilnować nawzajem. - powiedziałam.
- I iść do drzwi czekać. - dodała Eleanor.
- To nie będzie dziwnie wyglądać?
- Przy drzwiach są kanapy, możemy na nic usiąść i udawać, że odpoczywamy. - odpowiedziała Em.
- No ok, ale z tego co kojarzę to były zajęte.
- Trudno, dosiądziemy się. - powiedziałam i zaczęłam iść w kierunku drzwi. Wyszłam i na fotelach zobaczyłam 3 chłopaków. Zaczęłam cofać się do tyłu i przeszkodziłam dziewczyną, które właśnie chciały wychodzić z pomieszczenia. - czekajcie, czekajcie.. - zawołałam.
- Co się stało? - zapytała Ela marszcząc brwi.
- Nie może tam się dosiąść. Zaraz będą się nas wypytywać o co chodzi.
Brunetki popatrzyły na siebie zdezorientowane.
- No Mike, Louis i Harry!
- Aaa. - odpowiedziały chórem. - przesadzasz Jo. Nie musimy się im tłumaczyć jak na spowiedzi. - dodałam dziewczyna loczka.
- Dobra, to ty będziesz mówić.
Przymrużyła oczy i spojrzała.
- Jak zawsze... - mruknęła pod nosem i wyszła. Popatrzyłyśmy na siebie z Eleanor zdziwione. Ciekawe co ją tak nagle ugryzło. Doszłyśmy do niej. Pomimo wolnych miejsc usiadła na osobnym fotelu i zaczęła coś robić na telefonie. Dzięki spodniom miał komfort wygodnego siedzenia. My w sukienkach niestety tego nie mogłyśmy poczuć. Usiadłyśmy na kanapie obok chłopaków. Harry spojrzał na nas pytającym wzrokiem. Wzruszyłyśmy ramionami. Wstał i usiadł na oparciu fotela. Położył swoją rękę na jej udzie.
- Co się stało? - zapytał troskliwe. Widać było z daleka, że mu na niej zależy.
- Nic. - odparła sucho. Ojj.. Cisza przed burzą.. Jak nie tornadem...
Spojrzałam w drzwi wejściowe i na mężczyznę podchodzącego do ochroniarza. Pokazał mu jakąś plakietkę.
- Emma, Mark przyszedł.
Wzdychnęła i odwróciła głowę. Niechętnie wstała. Nie widząc naszej reakcji, wzięła nas za ręce i pomogła wstać. Styles chwycił Emme za nadgarstek.
- Po co tutaj jest potrzebny Mark?
- Nie ważne.
- Nie powiesz mi?
- Dowiesz się wtedy kiedy ty mi wyjaśnisz co Cię łączy z Kate. - rzuciła i podeszła do nas. Znalazł się problem jej zachowania. Zawsze jeżeli chodziło o takie tajemnice, które skrywali jej chłopacy była zazdrosna. Ceniła w związku szczerość, a Harry chyba tego nie do końca wiedział. Ktoś musi go poinformować, jeżeli nadal się nie domyślił.
- No dobrze. To jakie szczegóły? - zapytał kiedy do niego podeszłyśmy.
- Noo.. Była i zniknęła. Tak nagle. Wróćmy może do powiązania tej sprawy z córką pani Julii. Pracowała ona tutaj w agencji i została porwana. Podobno wieczorem kiedy wracała do domu, bo żadnej innej możliwości nie było. Każda jej koleżanka i koledzy, chłopak wszyscy którzy z nią byli mogą potwierdzić, że skręcała w uliczkę do domu. Jej matka zaginięcie też zgłosiła na policje, ale chyba oni sobie rękawów do tego nie wyrywają. - mówiła wszystko co wiedziała. - Co do niej to tyle wiemy. Teraz zniknęła Charlie. Nikt nie wie gdzie jest i nie widział jej od około godziny. Przeszukałyśmy dwa razy każdy pokój. Jej tutaj na pewno nie ma. - położyła nacisk na ostatnie słowa.
- To w takim razie musimy skontaktować się z policją i dowiedzieć się szczegółów o córce pani Deblerne. Musicie się pilnować nawzajem i dobrze by było gdyby przy was był jakiś facet kiedy będziecie osobno. Innym też zaraz to przekaże, ale na razie chce z nimi porozmawiać. - wskazał głową na 3 chłopaków, którzy patrzyli się na nas ukrycie, udając, że rozmawiają. - Wy teraz idźcie kontynuować prace, a ja się będę tu kręcił. Będę was informował. - przytaknęłyśmy i poszedł. Znowu zostałyśmy w trójkę.
- Za ile się kończy pokaz? - zapytałam.
- Za nie całą godzinę. - odpowiedziała Emma. Chyba jej humorki trochę zleciały.
Pablo, stylista zawołał nas żebyśmy się ubrały. Na zmianę miałyśmy się przebierać w ubrania Charlie, czyli podwójna robota.

*1,5 godziny później*

*oczami Emmy*

Padłam na kanapę na głównym korytarzu. Wszyscy zbierali się już do domu. Byłam ciekawa co Joo mówiła Harry'emu. Może podobną groźbę, jaką ja wymierzyłam Mike'owi kiedy przyjechał odebrać ją i jej walizki? Raczej się tego nie dowiem. 
- Emma, jedźcie już. - usiadłam obok mnie mama. 
- Nie. Zostaniemy, przecież nie będziesz tutaj sama. - uśmiechnęłam się. Podszedł do nas loczek. 
- Nie jestem sama. Tata, ciocia, Kate i jej chłopak mi przecież pomogą. 
Wzdychnęłam. 
- My przecież też możemy. 
- Wy się już na dzień dzisiejszy dosyć wypracowaliście. Jeździe odpocząć, jak oni trochę popracują to się im nic nie stanie.
Pożegnaliśmy się i podziękowaliśmy za zaproszenie. Wyszliśmy za zewnątrz i kierowaliśmy się ku autu. Harry otworzył mi drzwi, weszłam, a po chwili znalazł się na siedzeniu obok mnie.
- Jedziesz dzisiaj do mnie? - zapytał. Wzruszyłam ramionami. Ruszyliśmy. Droga dłużyła się w ciszy. Dotarliśmy wreszcie na osiedle. Wyszliśmy, idąc powoli. Widziałam, że brunet chciał wziąć mnie za rękę lecz postanowiłam ją schować do kieszeni płaszcza.
- Możesz mi powiedzieć co się łączy z Kate? - zapytałam.
- Mówiłem, że nic. To koleżanka.
- Twoja i jej mina jak się zobaczyliście nie była zbyt szczęśliwa. - podsumowałam. Spojrzałam w ziemię.
- Nie mówiłem nic, że się lubimy... - wiedziałam, że nie mówił mi prawdy. Dlaczego nie chce być ze mną szczery? Jestem aż taka okropna? "Nie na pewno nie. Musi mieć powód dlaczego tak mówi..."- uspokajałam się w myślach. Nadal jednak chciałam wiedzieć skąd się znają. Stanęłam na przeciwko niego i położyłam mu ręce na jego torsie.
- Proszę powiedz mi. - spojrzałam w jego szmaragdowe oczy. Wzdychnął.
- Pamiętasz jak Ci kiedyś mówiłem, o moim starym życiu, o klubach i tak dalej?
- Tak. - patrzyłam dalej w jego twarz jednak on odwrócił wzrok.
- Jednego wieczoru Kate przyszła do klubu i tak jakoś tokiem zdarzeń wyszło na to, że spędziłem z nią noc... - patrzyłam chwilę na niego, zbierając do kupy co mi powiedział. Gdy wreszcie do mnie dotarło co mi przed chwilą wyznał, wzięłam ręce z jego klatki piersiowej i odsunęłam się kawałek.
- Spałeś z nią? - zapytałem z udawanym opanowaniem. Tak naprawdę chciałam wrzeszczeć na cały głos. W odpowiedzi lekko pokiwał głową, patrząc na moją reakcję. Zagryzłam dolną wargę. - I ją na drugi dzień tak zostawiłeś?
- Nie. Byliśmy ze sobą nie cały tydzień.
- Czyli to o Tobie opowiadała. - mruknęłam pod nosem przypominając sobie zwierzenia mojej kuzynki, kiedy opowiadała mi o Harry'm mówiąc jaki on niesamowity.
- Mówiła Ci o mnie? - uśmiechnął się i zrobił krok w moją stronę. Odsunęłam się, a uśmiech u niego zrzedł. Zamknęłam oczy. Po chwili popatrzyłam gdzieś w dal za nim.
- Czyli ze mną też chcesz postąpić jak z nią?
- Co? - zapytał zdziwiony. - Emma, to ona mnie zdradzała. Ja chciałem spróbować zacząć coś może normalnego, trwałego, ale ona nie chcia...
- Co ty mówisz?! - przerwałam mu. - Wiesz jak ona to przeżywała? Podobno ty ją po kątach zdradzałeś. Wszystko mi mówiła, a ona raczej by mnie nie okłamała, bo skąd by przecież miała wiedzieć, że kiedyś będziemy razem? - mówiłam przez łzy. - Ja tak nie chce skończyć, a skąd mogę wiedzieć ile wytrzymasz ze mną i nie zaczniesz zaraz tego co kie...
- Em proszę Cię. - teraz to on mi przerwał. - Pamiętasz co Ci kiedyś mówiłem? Jesteś inna niż reszta, więc dlaczego miałbym Cię próbować zdradzić? Jak widać Kate nie powiedziała Ci wszystkiego, bo jej zależało tylko na jednym. - patrzyłam na niego i nic nie mówiłam. - Nie ufasz mi?
Odpowiedział po chwili ciszy.
- Ufam.. Ale muszę to wszystko przemyśleć.. Liczy się tutaj fakt, że z nią spałeś.. Nie wiem, nie umiem teraz myśleć pozytywnie.
- To chodź do mnie, prześpisz się i jutro wszystko przemyślisz. - podszedł i splótł nasze dłonie lecz zaraz wyjęłam swoje ręce z tego uścisku.
- Nie.. Pójdę do siebie dzisiaj. Rano się zdzwonimy.
- To Cię odprowadzę chociaż. Nie pamiętasz co mówił Mark? Mam się Tobą opiekować, dopóki sprawa się nie wyjaśni.
- Ze spokojem. Zaufaj mi. - uśmiechnęłam się do niego. - Do jutra. - pomachałam i poszłam w drugą stronę. Czułam jak odprowadza mnie wzrokiem. Zniknęłam za rogiem i wtedy automatycznie po moim policzku pociekła łza. Nie wiedziałam, czym to jest spowodowane. Świadomością, że Harry przespał się z Kate czy skumulowaniem wszystkich emocji z dzisiaj. Szłam ocierając raz po raz co raz nowe kropelki na moim policzku.Weszłam w uliczkę na której zaraz miałam wskoczyć do klatki prowadzącej do domu. Usłyszałam trzask gałęzi. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Wystraszona szłam dalej. Znowu ten sam dźwięk, znowu przekręciłam się w tył. Usłyszałam huk i przed oczami zapadła ciemność. Jedyne co ostatnie czułam, to przerażający ból w głowie.

_______________________

Powoli się rozkręca. Jak się wam podoba? 

30 kwietnia 2014

Rozdział 15

Jeśli czytasz, to skomentuj. Twój komentarz jest dla mnie motywacją do dalszego pisania ♥
______________________________________



*4 dni później* 


*oczami Emmy* 

Obudziłam się patrząc na biały sufit w swoim pokoju. Pierwszy raz od kilku dni spałam sama. Dziwnie to brzmi. Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się. Spojrzałam na zegarek na telefonie. 10:16. Pora wstać. Poszłam do łazienki i załatwiłam poranną toaletę. Usiadłam na łóżku przesz szafą i myślałam w co się ubrać. Z chęcią poszłabym spać i obudziłabym się może jutro u boku Harry'ego, przy okazji omijając dzisiejsze plany. Właśnie jeszcze dzisiaj ten pokaz... Podeszłam do szafy i wzięłam ubrania, które założyłam. Weszłam do łazienki i zaczęłam się malować i układać fryzurę. Wreszcie skończyłam. Zeszłam na dół, nalałam soku i rozmyślałam co zjeść. Zdecydowałam się na tosty. Włożyłam je do tostera i gdy wyjęłam posmarowałam dżemem truskawkowym. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Napisałam do mamy smsa czy Joo, ma przyjść z Mikiem. Odpowiedź twierdząca przyszła chwilę potem, jednak najpierw poprosiłam nie żebym przesłała jej na Facebook'u link do jego profilu. Włożyłam pusty talerz do zlewu, wzięłam laptopa i usiadłam wygodnie na kanapie. Zalogowałam się. Tutaj pojawił się malutki problem.. Nie znałam jego nazwiska. Weszłam na profil przyjaciółki i zauważyłam, że ma go ustawionego w statusie. Czemu ja tego do cholery nie widziałam?! Ma już to ponad tydzień. Byłam tak "zajęta Harry'm", że nawet tego nie zauważyłam. Otworzyłam jego stronę, dodałam do znajomych, a przy okazji wysłałam adres dostępnej teraz mamie. Odpowiedziała krótkim "Dziękuje." i po 2 minutach dopisała, żeby z nim przyszła. Podeszłam do parapetu tam gdzie zazwyczaj leżał mój telefon. Wybrałam numer Joo i po 4 sygnałach odebrała. 
- Halo? 
- Hej, mam sprawę. Czy na ten pokaz możesz przyjść z Mikiem? Mama wymyśliła sobie, że będziemy czuć się przy nich "raźniej", a nie przy jakiś obcych facetach. 
- Okej, zapytam się go. - zaśmiała się. - zaraz oddzwonię. 
- Ok. 
Rozłączyłam się i czekałam. Przejrzałam w między czasie Facebook'a i po 2 minutach odebrałam telefon.
- No i jak? - zapytałam. 
- Przyjdzie. Na którą to miało być?
- 18:30. 
- Dobra, to do zobaczenia za pół godziny. 
Rozłączyła się. Usiadłam sobie spokojnie na kanapie i zaczęłam dalej przeglądać. Doszło do mnie to co powiedziała. Kurde, pół godziny?! Zerwałam się szybko z siedziska i rzuciłam okiem na zegarek. Teraz to nie całe 25 minut. Wrzuciłam telefon do torebki, szybko założyłam buty, wzięłam klucze i rzuciłam się do drzwi. Usłyszałam telefon. Ktoś wybrał sobie fantastyczną porę na rozmowy. Wyciągnęłam telefon truchtając do auta. Charlie. Była ona jedną z moich najlepszych koleżanek ze studia mamy. Zawsze mnie rozumiała i była mi podobnie bliska jak Joo - w sumie we trzy i jeszcze z Eleanor, która również pracuje w agencji, chodziłyśmy do jednej klasy. Odebrałam. 
- Hej Charlie, oddzwonię zaraz poczekaj chwilkę. 
Rozłączyłam się. Wsiadłam do auta i kolejny telefon. Tym razem Harry. Akurat teraz wszyscy chcą pogadać. Odebrałam i w między czasie odpalając samochód. 
- Cześć słońce, oddzwonię zaraz. - powiedziałam i wyłączyłam rozmowę. 
Rzuciłam telefon na siedzenie obok. Droga na razie była spokojna. Nawet nie wierzyłam przez chwilę, że jestem na ulicach Londynu. Moje zadowolenie zniknęło kiedy zobaczyłam dłuższy niż zwykle korek, oczywiście w tym samym miejscu co zawsze. Spóźnię się. 10 minut raczej nie wystarczy. Szybciej by mi zeszło gdybym poszła pieszo, ale trudno. Muszę obmyślić inną drogę dojazdową. Wzięłam telefon i najpierw wystukałam numer Charlie. 
- Halo? 
- Hej przepraszam, ale się śpieszyłam, więc nie mogłam gadać. 
- A dobra. Chciałam się tylko zapytać czy idziesz dzisiaj na ten pokaz? 
- Tak, idę. A ty?
- Też. Jestem ciekawa kogo przydzieli mi twoja mama. 
- Nie wiem, ale pewnie nie będziesz smutna z tego powodu. Pomagałam wybierać jej modeli. A nie idziesz z Jacksonem? 
Zapadła chwilowa cisza w telefonie. 
- Ja i Jackson to już przeszłość. 
- Aa.. Dobra. Opowiesz mi na miejscu.
- Okej, a ty idziesz z Lucasem?
Teraz milczenie z mojej strony. Nie lubiłam takich pytań. Przyjdziesz z nim? Jak tam u niego? No cóż, trzeba czasem lud poinformować. 
- Już z nim nie jestem.. - powiedziałam. 
- Rozumiem.. Czyli też będzie mieć kogoś kogo nie znasz. 
Uśmiechnęłam się do słuchawki. 
- Idę z Harry'm. 
- Uuuuu, twój nowy chłopak? - zapytała widocznie ciekawa. 
- Tak. Ale pogadamy o tym kiedy indziej. 
- Okej, wypadałoby się kiedyś spotkać na jakąś kawę. 
- No raczej. To się jeszcze zgadamy.
- Okej, do zobaczenia. 
Rozłączyła się. Podczas tej rozmowy przemieściłam się niewielki kawałek. No to teraz zadzwonię do Harry'ego. 
- Halo? - usłyszałam charakterystyczny głos z chrypką, a wokół niego straszny szum. 
- Gdzie ty jesteś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
- Na Harley Street. Szukam tutaj jakiejś kawiarni, bo umówiłem się z Louis'em, ale nie wiem gdzie ona jest. 
- I po to dzwoniłeś?
- Nie. Chciałem się zapytać jak tam. - zjechałam na boczny pas, na którym wszystko szybciej się przemieszczało, a którym również mogłam dojechać. 
- U mnie dobrze stoję w korku, a teraz powinnam stać już przebrana na bieżni. Co do tej kawiarni to jest pod tym biurem, w którym zaraz będę i to tylko ta na tej ulicy. 
- Okej, już widzę. - wszedł najwidoczniej do pomieszczenia, bo zrobiło się wokół ciszej. - To ja kończę, zadzwonię później. 
Rozłączył się. Wyjechałam wreszcie z korku i zaparkowałam. Musiałam wejść przez miejsce spotkania chłopaków, więc nie zdziwiłabym się gdybym ich spotkała. Weszłam i wzrokiem odnalazłam loczka. Popatrzył na mnie zdziwiony, a za jego wzrokiem powędrował Louis, uśmiechnęłam się do nich, pomachałam i popędziłam schodami do góry. 
- Przepraszam za spóźnienie.- wpadłam do pokoju, gdzie nie było jeszcze wszystkich.
- Nic się nie stało. - odezwał się Mark. - I tak jeszcze nie wszystkich osób nie ma.
- Może nie przyjdą? - odezwała się jedna z dziewczyn, wyglądających na nasze młodsze podobizny.
- Nie. Jakby nie przyszli to by zadzwonili.
- Pewnie stoją w korku na Long Acre.
- Eliz! - zawołał Dawid. Wysoka, szczupła blondynka pojawiła się w drzwiach. - Zadzwoń do osób z tej kartki i zapytaj się czy dojadą w ciągu 5 minut. Ale szybko. - podał jej papier, a ona potruchtała po niego, wzięła i wyszła. Po 5 minutach przyszła ponownie.
- Rendbent i Orterst będą za chwilę, a reszta albo nie zdąży, albo nie odebrała telefonu.
- Ehh.. - wzdychną Mark. - No to czekamy na tych dwóch, a w tym czasie wy idźcie się przebrać.

*oczami Harry'ego*

Trochę mnie zdziwiło gdy zobaczyłem tu Emme, ale przypomniało mi się, że na górze jest to biuro. 
- Co to była za dziewczyna? - zapytała przyjaciel, patrząc na mnie. 
Napiłem się kawy. 
- Emma. 
Popatrzył na mnie. 
- Ta Emma? Twoja dziewczyna?
Zaśmiałem się.
- Tak to ona. 
- Kiedy mi ją przedstawisz? Jak mogę nie wiedzieć z kim ty się spotykasz? - zaśmialiśmy się oboje. Czasami miałem wrażenie, że Louis zachowuje się jak mój ojciec. 
- Przedstawię Ci ją, kiedy będzie na to czas. Może dzisiaj wieczorem. 
- Dzisiaj odpadam. - powiedział niebieskooki. - Idę z Eleanor na jakiś pokaz. Będę z nią modelił. - Oparł się o oparcie. 
- Faktycznie. Wypadło mi to z głowy. 
Chłopak popatrzył na mnie. 
- Ty też idziesz?
- Taa.. Najpierw miała iść sama, ale po przypadkowym spotkaniu z jej mamą, rodzicielka stwierdziła żebyśmy przyszli obydwoje. - zaśmiał się. - Ej to nie jest śmieszne. Poznałem jej mamę w tym samym dniu co zaczęliśmy chodzić! To jest straszne. 
- Przynajmniej już poznałeś swoją przyszłą teściową. - posłałem mu zabijający wzrok. - No właśnie coś dłużej niż zwykle z nią jesteś. Coś grubszego się szykuje?
Również się oparłem i chwilę pomyślałem nad odpowiedzią.
- Nie wiem. Może.. Ona jest inna niż reszta dziewczyn z którymi byłem.. Czuję do niej... coś więcej niż zwykle. 
Brunet wyszczerzył się. 
- Mój mały chłopiec wreszcie dorasta. 
- Louis, przestań. - znowu zabijające spojrzenie. 
- No co? Cieszę się z twojego szczęścia, że wreszcie Ci się układa z jaką dziewczyna i że nie trafiłeś na kolejną słodką idiotkę. Mam przynajmniej nadzieję. 
- Ja też. A jak tam u Ciebie i Eleanor? 
- No jak może być u nas? Tak samo albo i nawet lepiej. 
Podniosłem brwi do góry.
- Lepiej? 
- No gorzej być nie może. 
Dopiliśmy kawy i resztę rozmowy spędziliśmy na gadaniu o bzdurach i w między czasie obserwując jak ludzie biegają odcinki krótko-dystansowe. 
- Ej to nie jest przypadkiem Emma? - zapytał, a ja spojrzałem przez okno, kiedy brunetka ścigała się, ze swoją przyjaciółką. Obydwie były szybkie, ale jednak ona była troszkę bardziej od blondynki. 
- Tak. Dzisiaj mają ostatni dzień szkoleń. Nawet nie wiedziałem, że okno tutaj wychodzi na te korty i boiska z agencji. 
- Ja myślałem na początku, że to jest jakiejś szkoły? 
- Możliwe, ale widzisz tutaj jakąś szkołę w pobliżu. 
- No jest ulice dalej. 
- Pewnie i jako rozgrzewkę biegają sobie tutaj na boisko. - powiedziałem z sarkazmem. 
Prychną. 
- Przynajmniej mam jakiś pomysł. - spojrzał na zegarek. - Dobra ja lecę, muszę odebrać Eleanor. Czekasz na nią? - pokazał głową w kierunku boisk, które nagle zrobiły się puste. 
- Nie, przyjechała sama autem, więc spotkam się i tak z nią później. 
- Okej. - powiedział i chwilkę potem poszliśmy zapłacić. Ruszyliśmy ku drzwi. 

*oczami Louis'a* 

Staliśmy jeszcze chwilę przed kawiarnią gadając, kiedy z drzwi wychodziło dużo ludzi. Wyszły dwie znajome z twarzy dziewczyny. Pożegnały się. Blondynka ruszyła w drugą stronę, a brunetka w naszą. 
- O cześć. - powiedziała i wspięła się na palcach, żeby dać Harry'emu buziaka. Z tego gestu wywnioskowałem, że to była Emma. 
- Hej skarbie. No to Louis masz okazję, żeby ją teraz poznać. - wyszczerzył się. - Emma to jest Louis, Louis to jest Emma. 
- Hej. - podałem jej rękę i lekko uścisnąłem jej dłoń. - Miło mi Ciebie poznać.
- Mnie również. - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Loczek miał rację. Ona była zupełnie inna, niż reszta jego dziewczyn. Już po tym pierwszym spotkaniu odnoszę lepsze wrażenie niż po każdej poprzedniej. Sam uśmiech, wygląd czy sposób ubierania już dużo mówi od człowieku. 
- No to co? Ja już idę. Do zobaczenia. - pożegnaliśmy i uśmiechnąłem się do nich. Ruszyłem w prawą stronę na parking. Wydaje mi się, że młody trafił na idealną dziewczynę dla niego. Lepszej znaleźć nie mógł.

*oczami Melanie* 

- To był ten twój przyjaciel? - zapytałam kiedy wolnym krokiem kierowaliśmy się na parking. 
- Tak, a co?
Zamyśliłam się chwilkę. 
- Nie wiem, ale mam wrażenie że skądś go znam. - wzruszyłam ramionami.  
Poczułam jak telefon dzwoni mi w torebce. Mama. Odebrałam. 
- Halo?
- Hej Skarbie, mamy z tatą taki pomysł. Może przyjdziesz do nas na obiad? Oczywiście razem z Harry'm.
Zatrzymałam się. 
- Ale, że dzisiaj? 
- No tak. Jest 14, a ja tak naprawdę mam już wszystko załatwione. Tak na 16 jakbyście byli, zjedlibyśmy i ja bym już pojechała, a wy też będziecie mogli się przygotować, chociaż i tak będziecie na miejscu zrobienie wedle potrzeb. To jak przyjeżdżacie?
- A chce Ci się robić? - zapytałam próbując wybrnąć z sytuacji. 
- I tak byśmy robili, bo zjeść musimy, a w sumie to jesteśmy już w przygotowaniach. Więc?
- Przegadam to z nim i zaraz zadzwonię.
Powiedziałam i się rozłączyłam.
- Co jest? - zapytał.
- Nic, tylko takie tam... No.. Mama nas zaprasza na obiad. Taki.. hmm.. zapoznawczy.. 
- Przecież twoja mama mnie zna. 
- Ale tata nie. Nie jestem pewna czy wtedy dziadków nie zaproszą. Wszystko zależy od Ciebie, jak nie chcesz to nie pojedziemy. - wzięłam go za rękę i uśmiechnęłam się do niego. 
- No dobra, ale jakie wytłumaczenie. Nie ma zbytnio. 
- Nie trzeba się przecież tłumaczyć. Nie to nie. 
Szliśmy chwilkę w ciszy.
- Ale to tak głupio. - ewidentnie Hazz był zmieszany i nie wiedział co robić. 
- No to jedziemy?
- Chyba tak. - powiedział niepewnie. 
- Ej, przecież poznałeś mamę i nie jest taka zła. Babcia też jest miła, a z tatą i dziadkiem sobie poradzisz w końcu jesteście facetami. Najważniejsze to nie pokazywać, że się boisz. - dźgnęłam go, a on się wydał jeszcze bardziej zestresowany. - Jak masz być cały czas taki spięty to lepiej nie jedźmy, chociaż i tak byś ich dzisiaj poznał, a ja nie na pokazie to by Cię to czekało. 
- Ciebie czeka poznanie moich rodziców. 
Poprawiłam włosy. 
- Na razie zajmijmy się jednymi. - wystawiłam język. - To dzwonić do mamy i powiedzieć jej, że przyjeżdżamy?
- Tak. - powiedział po chwili zamyślenia. - Ale przyjedziesz przed tym. 
- Tak i pojedziemy razem. Nie martw się nie wyślę Cię tam sam. Przyjdę jak tylko się ubiorę i ogarnę. 
- Okej. - pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do aut. Przed ruszeniem, zadzwoniłam do mamy. 
- I jak? - zapytała.
- Przyjedziemy. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do przejeżdżającego bruneta. Odpaliłam również auto. 
- Dobrze, to do zobaczenia. 
Rzuciłam telefon na siedzenie obok i ruszyłam. W godzinach pracy korek zrobił się mniejszy. Przejechałam o dziwo szybko. Znalazłam miejsce na parkingu osiedlowym. Zamknęłam samochód i szłam w kierunku klatki. Nie wiedziałam czy to dobrze czy źle, że moi rodzice poznają już Styles'a. Czy to nie za szybko? W sumie nie zapytałam się czy będą dziadkowie. Wysłałam sms'a do rodzicielki w tej sprawie. Odpowiedź przyszła twierdząca. Super.. Wjechałam windą do góry i weszłam do mieszkania, po czym rzuciłam się na kanapę. Tak mi się nic nie chciało, a musiałam się w miarę szybko ogarnąć i iść do chłopaka, który pewnie całkiem nie wiedział co ma robić. 14:20. Głowa mnie zaczynała lekko pobolewać. No Emma czas ruszyć dupsko. Przejrzałam się w lustrze. Może po prostu pójdę tak jak teraz? Podeszłam do szafy i zobaczyłam co ciekawego mi proponuje. Wybrałam to. Poszłam się ubrać i zaczęłam się malować. Poprawiłam włosy, przemalowałam usta szminką i wrzuciłam ją do torebki. Sprawdziłam godzinę. 14:56. Idealnie. Poszłam założyć buty, wzięłam sweter, torebkę i wyszłam. Ból zaczął co raz bardziej doskwierać. Weszłam po drodze do apteki i kupiłam tabletki przeciw bólowe w razie co. Wrzuciłam do torebki i weszłam do klatki wspinając się po schodach na 3 piętro. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i oparłam się ramieniem o ścianę. Otworzył mi nieogarnięty loczek. Weszłam do domu, położyłam torebkę na komodzie i spojrzałam na patrzącego się na mnie Harry'ego. Położyłam ręce na biodrach.
- Skarbie przypominam Ci, że mamy za 20 minut wyjść.
- Ale ja nie wiem co mam robić.
- Jak to co?! Może się ubrać? - zapytałam rozwścieczona, co było w większości spowodowane bólem głowy.
- Coś się stało?
- Nie tylko głowa mnie boli. Idź się ubierać, a ja zaraz przyjdę tylko wezmę tabletkę.
Pokiwał twierdząco głową i poszedł. Wzięłam "cukierka" z listka i poszłam do kuchni. Wyjęłam szklankę i nalałam wody, po czym wzięłam lekarstwo. Zdjęłam buty i zostawiłam je na korytarzu oraz wzięłam telefon. Poszłam do sypialni i usiadłam  po turecku na łóżku. Harry'ego nie było w pokoju. Odblokowałam ekran i zaczęłam przeglądać instagrama. Nagle wpadł do pokoju roztrzepany loczek.
- Kochanie, koszula w spód czy ma zewnątrz? - zaśmiałam się na widok połowy włożonej w środek, a drugiej na wierzchu. Podeszłam do niego i za jednym pociągnięciem wyjęłam część w spodniach. Położyłam mu ręce za szyję.
- Czym się tak denerwujesz. Mama nie gryzie, babcia połyka w całości, a z dziadkiem i tatą się dogadasz, jakąś rozmową kwalifikacyjną. - powiedziałam i spojrzał na mnie przerażony, a ja się zaśmiałam. - Żartuje przecież. Kończ się ubierać. - usiadłam jak poprzednio. Patrzyłam na szykującego się loczka. Wydaje mi się, że był co raz mniej zestresowany.
- Krawat czy coś? - zapytał.
- Nie. - przymrużyłam oczy.
- Muszka.
- Nie. Po prostu miej tą koszulę. - zaczął zapinać się do końca. Podeszłam i rozpięłam mu dwa guziki.
- Teraz Ci się na czułości zebrało? - zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie.
- Nie? - odsunęłam się kawałek od niego. - Pomagam Ci się ubierać, bo sam nie umiesz. - teraz to ja zachichotałam.
- Coś jeszcze do tego? Tak po prostu w koszuli?
- Tak, tak po prostu. - oparłam się o drewniany przód łóżka, tabletki dały mi odpoczynek od bólu na dosyć krótki czas. - Idziesz na obiad do moich rodziców, jak mówię, że tak może być to znaczy, że jest dobrze.
- Okej. Zaufam twojemu zdaniu. - nachylił się i mnie pocałował. - W ogóle wyglądasz dzisiaj ślicznie.
- Dziękuje. - czułam, lekki rumieniec na moim policzku. - Ty też wyglądasz super. A teraz chodź bo zaraz musimy wychodzić.
- A coś na to mam założyć? - stanął przed szafą.
- Nie jest ciepło dzisiaj. Dosyć chłodny wiatr, a jeszcze noc ma być zimna, więc załóż coś. - pokazałam mu rzecz i poszliśmy na korytarz. Oparłam rękę na plecach loczka, który własnie zakładał buty, żeby sama wspiąć się na wysokie szpilki. Przejrzałam się w lustrze i założyłam sweter. Harry wreszcie ubrany w to (wersja bez czapki xd), przejrzał się w lustrze, a ja obok niego. Byłam przekonana, że jak mama i babcia nas zobaczą to zaraz będą komentarze zachwytu typu: "Jakby wy pięknie razem wyglądacie". Wzdychnęłam.
- Coś nie tak? - zapytał.
- Nie, tylko znowu mnie głowa boli. Dzisiaj się w ogóle czuję jakbym się z tramwajem zderzyła. - zaśmiał się z mojego porównania.
- Czemu akurat z tramwajem?
- Nie wiem, tak jakoś moja mam zawsze mówiła i tak zostało.
- Mówiłaś, że jest chłodno. Nie uważasz, że w tej sukience będzie Ci zimno?
- Nie. Przeżyję. Już nie w taką pogodę się chodziło w nich czy spódnicach.
Wzięłam torebkę i ruszyliśmy ku drzwi. Chłopak zamknął zamek, a ja ruszyłam do schodzenia po schodach. Najmniej ulubiona rzecz to był właśnie schodzenie w szpilach. Z trzeciego piętra. Wyszliśmy z klatki. Styles złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę parkingu ku czarnemu Volkswagen'owi. Otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam do środka. Podszedł od strony kierowcy i ruszyliśmy ku obrzeży Londynu, do moich rodziców...

_______________________________

Heejj, zbliżamy się wielkkiimmii krokami do poznania rodziców Emmy i rozkręcenia głównej akcji, czyli wątku zawartego w tytule opowiadania. - zagadki :D

Podoba się?