20 czerwca 2014

Rozdział 17


*oczami Emmy*

Otworzyłam oczy i spojrzałam na biały sufit. Nie pamiętałam co się stało wczorajszego wieczoru. Kojarzę tylko, że wracałam do domu. Wstałam i usiadłam. Rozejrzałam się po pokoju. To nie było ani moja sypialnia ani Harry'ego. Jasnoszare ściany i tylko biała szafa. Obok stał materac z czymś przykrytym białym prześcieradłem. Można było się tylko domyślać co tam jest. Łzy zbierały mi się w oczach. Przełknęłam wielką gulę, która tkwiła mi gardle. Czy to jest moja śmierć? Może niedługo przyjdzie na mnie czas? Obróciłam się w lewą stronę i obok ujrzałam blond włosy i twarz Charlie. Uśmiechnęłam się i już chciałam budzić dziewczynę, kiedy usłyszałam zamek w drzwiach. Spanikowałam i szybko położyłam się na brzuch, zakrywając twarz w białej poduszce. Modliłam się, żeby kropelki wody z tuszem nie odcisnęły swojego śladu. Słyszałam ciche, powolne i delikatne kroki. Nie były to kroki kobiety, tylko jak widać dobrze wyszkolonego faceta. Poczułam czyjś palec na plecach. Lekko przejechał nim po moim kręgosłupie. Czułam jak pochyla się nade mną. 
- Wiem, że nie śpisz. - szepnął mi do ucha i zaczął odgarniać włosy. Obróciłam się szybko i chciałam przywalić mu w twarz, ale jednak tajemniczy mężczyzna był szybszy i złapał mnie za nadgarstek. - Raczej sobie daruj. Możliwe, że to dzięki mnie będziesz jeszcze żyć. - puścił moją rękę. Przegryzłam dolną wargę. Zignorowałam ostrzeżenie i zaczęłam zadawać pytania. 
- Kim jesteś? - zadziwiła mnie słabość mojego głosu. 
- Nie powinno Cię to obchodzić. Ważne, że ja wiem kim ty jesteś. 
Przyjrzałam mu się badawczo. Nie przypominał Andersona. Musiał najprawdopodobniej być jego wspólnikiem. 
- Gdzie ja jestem? 
- We właściwym miejscu. - odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem. 
- Nie wydaję mi się. Czego chcesz?
- Nie zadajesz za dużo pytań? 
- A czy ty możesz mi odpowiedzieć do cholery czego chcesz?! - podniosłam głos. 
Prychnął. 
- To już drugie ostrzeżenie. Radzę Ci się uspokoić. Jeszcze jeden raz i nie będziesz miała na kogo tutaj liczyć. - powiedział, pokazując palcem na mnie. Odwrócił się i wyszedł. Skoro wiedział, że nie śpię to musi być tutaj jakaś kamera. Przewróciłam oczami. Obok na podłodze leżała moja torebka. Odnalazłam w niej telefon. Brak zasięgu jak i brak sieci. Rzuciłam telefon obok materac i zaczęłam dobudzać koleżankę. 
- Charlie.. Charlie, wstawaj. Nie pora teraz na spanie. - po długim męczeniu się z nią, udało mi się ją ocknąć.
- Co się dzieje, o co chodzi? - popatrzyła na mnie zaspanych wzrokiem. - Co ty robisz w moim łóżku? - zapytała zdziwiona.
- Nie w twoim. Zostałaś porwana, z resztą ja też. - Odpowiedziałam jej. - Musimy się stąd jakoś uwolnić. - powiedziałam prawie bezszelestnie do niej.
- Ale jak?
- Nie wiem. Do tego momentu rozważań jeszcze nie doszłam. Po krótkiej wymianie zdań z pewną osobą, wiem tylko tyle, że na pewno nie jesteśmy tutaj bezpieczne.
Przełknęła ślinę.
- To co robimy?
- Nie mam zielone pojęcia. - upadłam ciężko na poduszkę. To pytanie zadawałam sobie cały czas, ale nie umiałam na nie odpowiedzieć.

*następnego dnia*

*oczami Harry'ego*

Wstałem około 11. Trochę nie przytomny i nie ogarnięty spojrzałem na telefon, a potem w swoją prawą stronę. Nie było tam brunetki, która przez ostatni czas spoczywała przy mnie. Przypominając sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru, postanowiłem zadzwonić do dziewczyny zobaczyć, czy nadal jest na mnie zła. Wziąłem telefon i wybrałem jej numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Poczta głosowa. Zmarszczyłem brwi. No raczej już nie śpi. Nie należała do osób długo śpiących. Zadzwoniłem drugi raz, ale sytuacja powtórzyła się przez dwie następne próby. Aż tak mi ma to za złe? Stwierdziłem, że zadzwonię do Joo, której numer dostałem wczoraj. Po 3 sygnałach usłyszałem damski głos.
- Halo?
- Hej tu Harry, nie budzę? - zapytałem na wszelki wypadek.
- Nie, coś się stało? - zapytała chyba trochę zdziwiona. Bardziej spodziewałaby się pewnie telefonu od swojej przyjaciółki, niż jej chłopaka.
- Nie, dzwonię tylko zapytać, czy rozmawiałaś dzisiaj z Emmą?
Zapadła chwilowa cisza w słuchawce.
- Niee. Nie spała dzisiaj u Ciebie?
- Nie.
- Pozwoliłeś jej samej wrócić do domu?! Przecież po drodze mógł ją porwać jakiś zboczeniec lub ten człowiek, który wszystkie po kolei uprowadza! - wydarła się na mnie.
- No odprowadziłem ją kawałek, ale dalej nie chciała.
- To trzeba było za nią iść. - odpowiedziała chłodno. - A co nie odbiera od Ciebie telefonów?
- No właśnie nie.
Wzdychnęła.
- Zadzwonię do niej i jak coś się dowiem to się odezwę.
- Okej, czekam.
Pożegnała się i rozłączyła. Nie przyszło mi do głowy porwanie.. Tym bardziej, że Mark wczoraj ostrzegał, że mamy je chronić. Ale ze mnie idiota...

*oczami Joo*

Dzwoniłam po raz 3 do Emmy po czym włączała się sekretarka. Bardzo dziwne. Nie pamiętaj kiedy ostatnio nie odebrała ode mnie telefonu. Czułam całą sobą, że coś się stało. 
Harry jest jednak idiotą. Zostawił ją sam. Bez opieki, wtedy kiedy była najbardziej zagrożona.. Tylko pytanie po co ktoś miał ja porwać? Tak naprawdę nie była oficjalną modelką, tylko pomagała swojej mamie. Może tu właśnie chodziło o jej rodzicielkę? Może od niej coś chcą, a wiedzą, że jej córka jest dla niej najsłabszym punktem i zrobi dla niej wszystko?
Tego akurat nie wiem i nie umiem sobie odpowiedzieć. 
Leżałam w łóżku obok Mike'a i patrzyłam w biały sufit. Trzeba by zadzwonić do Marka i Dawida.. No, ale pewnie teraz mają zajęcia, jednak powaga sytuacji tego wymagała... Napiszę im sms'a. Jeżeli nie śpią to oddzwonią albo odpiszą. Wystukałam krótką wiadomość:


"Coś się dzieje z Emmą."

 Odłożyłam telefon na stolik nocny. Już po woli przysypiałam, kiedy usłyszałam brzdęk telefonu. Marzyłam, żeby to była moja przyjaciółka z wiadomością, że wszystko jest ok i na przykład telefon miała wyciszony, że nie słyszała lub coś w tym stylu. Odblokowałam ekran Samsunga i niestety to był Mark.


"Mianowicie co?"

 Gdybym wiedziała co to bym do Ciebie nie pisała. Tylko ja mu tak nie napisze.. To może...

"Dokładnie nie wiem. Nie odbiera od nikogo telefonów, nie jest w domu ani u Harry'ego. Ten cielok pozwolił jej samej iść do domu. Co prawda to był kawałek, ale sam fakt." 

Wysłałam. Zablokowałam ekran bocznym klawiszem i położyłam telefon na brzuchu. 
- Z kim tak piszesz? - usłyszałam głos chłopaka, który wywołał u mnie prawie zawał serca. 
- Jejku, nie strasz mnie tak. 
- Okej, przepraszam. - powiedział, ale patrzył na mnie pytająco. 
Obróciłam się na bok w jego kierunku. 
- Emma nie odpowiada na smsy, nie odbiera telefonów, nie mam jej w domu ani u Harry'ego. 
- Może śpi? 
- Usłyszałaby poza tym Harry był u niej. 
- Może jest u mamy?
- Wątpię. 
- To zadzwoń do pani Green. - przegryzłam wargę. 
- Wolę nie. Nie chcę jej denerwować biorąc pod uwagę jej zdrowie i słabe serce. 
- Rozumiem. Pisałaś do tych z agencji. 
- Tak, właśnie przed chwilą. Coś mi się wydaje, że zaraz będę musiała wstawać. 
- A mi się wydaje, że zostaniesz ze mną tutaj. - przyciągnął mnie do siebie bliżej i objął. - Nie martw się na pewno wszystko w porządku.
- Tobie to łatwo powiedzieć. To jest moja przyjaciółka, wiem że gdybym znalazła się w tej samej sytuacji to by mi pomogła. Nie mogę jej zostawić, muszę jej pomóc, a ty pomożesz razem ze mną.
- Ja? - zapytał zdziwiony. - Ja nawet jej nie znam.
- Ale jesteś moim chłopakiem, więc nie masz wyjścia. Sorki. - dałam mu buziaka. - Dalej, wstawaj. - powiedziała i sama wreszcie się podniosłam. Wzięłam ubrania z szafy i poszłam do łazienki szybko się ubrać. Weszłam do sypialni i zobaczyłam, że Mike w ogóle się nie ruszył, tyko wziął telefon i coś na nim robił.
- Skarbie, wstawaj. - ściągnęłam z niego kołdrę.
- Dobrze, już. - powiedział nadal wpatrzony w ekran. Kątem oka zerknęłam że przegląda Facebook'a. Wzięłam telefon, zablokowałam go i położyłam na stoliku nocnym.
- Dziękuje kochanie, że mnie wybawiłaś od telefonu. - powiedział z ironią.
- Nie ma za co. - mruknęłam. - Wstawaj, za 5 minut widzę Cię w kuchni.
Poszłam i zaczęłam przygotowywać śniadanie.
- I co masz zamiar zrobić? - poczułam jak brunet obejmuje mnie w pasie kiedy ja przygotowywałam kanapki.
- Pojedziemy do agencji i zobaczymy co oni wymyślą. Jeżeli to nie będzie nic sensownego to wspólnie coś znajdziemy. Podejrzewam tylko, że to jej porwanie jest powiązane z zaginięciem córki pani Deblerne i  Charlie. Ten porywacz musiał pomyśleć, że ona też pracuje w firmie pani Green, czyli z tego można wywnioskować, że poluje na modelki z jej agencji. - przedstawiłam mój lekko zagmatwany plan.
- Okej, no to jemy śniadanie i jedziemy.
Wziął talerz z kanapkami, a ja wyciągnęłam talerzyki.

*godzinę później*
*oczami Marka*

- I jaki macie plan? - zapytała Joo, siadając na kanapie razem ze swoim chłopakiem. 
- Na dobry początek próbowaliśmy ją namierzyć, ale nie udało się. Wychodzi z tego jakby jej telefon był zablokowany albo ten obszar na którym się znajduję był odporny na wszelkie namierzania. 
- Całkiem możliwe. - przytaknęła. Opowiedziała nam swoje podejrzenia. 
- W stu procentach się zgadzam. Te sprawy na pewno są ze sobą powiązane. - chwilkę pomyślałem. - Trzeba zastawić coś na pułapkę. 
- Bardziej kogoś. - odezwał się Dawid. Popatrzyłam na niego pytająco. - Jeżeli poluje na modelki z firmy pani Green, to będzie chciał mieć ich więcej. Trzeba którąś wystawić jako przynętę dla niego i go śledzić dokąd jedzie. 
- Ale to nie bezpieczne. Emma nie jest głupia, może znaleźć jakiś sposób żeby wydostać się sama i wtedy ta dziewczyna zostanie sama. 
- To wtedy my ją uwolnimy. 
- No dobra. - mruknęła nadal nie przekonana. - A kogo byście wystawili?
Wymieniliśmy z Dawidem spojrzenie. 
- Ciebie. - odpowiedział przyjaciel. 
- Co?! Nie ma takiej mowy. 
- Jo, ty sobie najbardziej poradzisz! Myślisz, że inne poradziły sobie z przetrwaniem? Miałaś szkolenie, w którym poradziłaś sobie bardzo dobrze, pracowałaś kiedyś we własnej firmie. Tamte dziewczyny nie mają żadnego pojęcia o sztukach walki, ani o niczym innym. Ich głównym życiem są pewnie castingi i chodzenie od jednej kosmetyczki do drugiej. - powiedziałem. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni moją wiedzą na ten temat. - Co tak patrzycie? - zapytałem. Chyba nie obędzie się bez odpowiedzi. - Miałem kiedyś dziewczynę modelkę. Źle to wspominam, chociaż były plusy...
- Dobra, może skupmy się bardziej na ważniejszej sprawie niż na twoim życiu miłosnym. - przerwała mi i uśmiechnęła się lekko. 
Starliśmy się wymyślić jakiś plan, ale w końcu stanęliśmy na sposobie z pułapką. Blondynce to zbytnio nie pasowało, ale zgodziła się. Postanowiliśmy poczekać 3 dni... Może uda nam się rozwiązać ten problem inaczej, nie ryzykując kolejnej osoby...

*następnego dnia*
*oczami Emmy*

Szłam ciemnym korytarzem rozglądając się po ścianach, na których wisiały obrazy. Zaglądałam do czarnych pokoi do których były otwarte drzwi. Widziałam tam wydłużone, paskudnie umalowane twarze potworów, które dręczyły mnie w dzieciństwie. Przyśpieszyłam i trafiłam na rozdroże dróg. Na środku placyku od którego rozchodziły się uliczki widniała tablica z napisem: "Droga do szczęścia." Podeszłam do niej i przeczytałam małym druczkiem "Wybierać intuicyjnie". Zagryzłam wargę i nagle usłyszałam warknięcie tygrysa za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnące w moją stronę zwierzę. Wbiegłam w drogę z kolorem czerwonym. Biegłam ile sił w nogach. Odgłosy groźnego kota ustały. Obejrzałam się za siebie. Niczego nie było. Pustka i ciemność. Doszłam na koniec czerwonej uliczki. Dwie strony. Biała i złota... Odwróciłam się znowu. Ciemność bardziej pochłaniała wnętrze za mną. Wbiegłam z białą uliczkę, usłyszałam straszliwy kwik ptaszysk. Popatrzyłam za siebie i przewróciłam się za wystającą gałąź. Skrzydlate stwory przeleciały nad moją głową. Byłam zmęczona. Chciała tak leżeć i tu umrzeć jednak wstałam i spokojnie szłam - jakbym spacerowała brzegiem morza. W dali zauważyłam zarys postaci. Podeszłam ciekawa bliżej. Zobaczyłam loczki. Czy to był ten o którym myślałam cały czas? Dzielił nas kilometr. Szłam pewnie, z przekonaniem że to on, że wtulę się w jego silne ramiona i zapomnę o wszystkim co mnie straszliwego otaczało. Uświadomiłam sobie, że ten koszmar to wzięcie wszystkich moich obaw - straszne twarze przez które nie mogłam spać w dzieciństwie, dzikie zwierzęta, wielkie gromady czarnych ptaków, trudne wybory i decyzje których mogę żałować, ciemność... Ale były tu również moje pragnienia.. Spokój, który teraz mnie otacza, a o którym marzyłam od bardzo dawna i on... Harry... Którego mi tak mocno brak. Łza poleciała mi po policzku. Nie sądziłam, że można się z kimś aż tak zżyć, przez tak bardzo krótki czas. Zobaczyła jeszcze dwie postacie. Były to zarysy kobiet. Podeszłam do nich bliżej i zobaczyłam ich twarze. Miałam rację.. Był to Harold, mama i Jo. Chciałam do nich podbiec, uścisnąć i nigdy nie puszczać.. Żeby zabrali mnie razem ze sobą do domu... Byłam prawie przy nich kiedy ich przyjazne buzie zamieniły się w paskudne maski.. Takie jak w ciemnych pokojach...

 Obudziłam się i gwałtownie usiadłam na łóżku prawie z krzykiem, jednak strach mnie sparaliżował. Nie umiałam z siebie wydobyć ani jednej sylaby. Miałam mokre oczy. Musiałam płakać przez sen. Słona łza poleciała mi po policzku. Chciałam jeszcze raz zasnąć i się nie obudzić. Traciłam co raz bardziej wiarę, że kiedyś uda mi się stąd wydostać... 
Usłyszałam zamek w drzwiach. Skierowałam wzrok w ich kierunku. Pojawiła się postać, która wczoraj dawała mi nie jedno ostrzeżenie. Podszedł do mnie. 
- Chodź. - wyciągnął rękę w moim kierunku. Popatrzyłam na nią. Była wielka i silna. Miała wiele odcisków. Pokręciłam przecząco głową. - Chodź. - powtórzył poddenerwowany. 
- Nigdzie nie idę, nie znam Cię. - wreszcie udało mi się coś wydusić.
- Chcesz się stąd wyjść czy nie? 
- Chce, ale... 
- To chodź... Musisz mi zaufać. 
Chwilę na niego patrzyłam. Jego rysy twarzy złagodniały. Był to młody mężczyzna. Miałam wrażenie, że już go kiedyś widziałam. 
- A co z Charlie? - wskazałam na leżącą obok mnie koleżankę.
Wzdychnął. 
- Obudź ją, wytłumacz jej że wyjdziecie stąd, ale macie być cicho rozumiesz? 
Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam ją budzić. Gdy wreszcie mi się udało, powiedziałam jej wszystko, a tajemniczy mężczyzna zaczął nam wszystko objaśniać. zaczepił nam mocne sznurki do nadgarstków. 
- Macie zachowywać się jak w transie. - szepnął. - Resztę załatwię. Macie po prostu iść równo, wyprostowane, mieć wzrok w jednym miejscu i kamienną twarz. Rozumiecie? 
Przytaknęłyśmy. Wyszliśmy na korytarz i teraz nasz rola się zaczęła. Wydawało mi się, że jest dobrze, że nikt nas nie zaczepi i nie zapyta się o co chodzi.. że to tutaj normalne. Jednak niestety. Podszedł mężczyzna ubrany w czarny uniform i popatrzył na nas. Patrzyłam przed siebie, w jednej niewidzialny punkt w ciemnym korytarzu. 
- O co chodzi? - zapytał naszego "wybawce". 
- Przenoszę te dziewczyny do innego miejsca w mieście. Jest tutaj za dużo osób, które je znają. Jak się obudzą mogą sobie czasem zacząć pomagać nawzajem. - pokiwał głową na zgodę i ruszył dalej. Uwierzył w to? Pomógł nam wsiąść do czarnego auta. Ja usiadłam z przodu, a Charlie z tyłu. 
- Auto może być obserwowane, więc jedziemy najpierw tam. Potem was odwiozę. Gdy zobaczą, że dojechaliśmy do punktu dadzą sobie już spokój. - mruknął ledwie słyszalnie. Przytaknęłyśmy. - Dobra, możecie przestać odgrywać tą szopkę. - wzdychnęłam. 
Nadzieja znowu powraca...

Brak komentarzy: